Edukacja domowa kołem ratunkowym dla dzieci i... rodziców. Psycholog o tym, z czego wynika coraz większe zainteresowanie domowym nauczaniem

Małgorzata Meszczyńska
Małgorzata Meszczyńska
Edukacja domowa to wolność wyboru. - podkreśla psycholożka Magdalena Śniegulska
Edukacja domowa to wolność wyboru. - podkreśla psycholożka Magdalena Śniegulska Fot. materiały prasowe SWPS
"Edukacja domowa uratowała moje dziecko”, „Depresja, ataki paniki przed wyjściem do szkoły - tak wyglądała nasza codzienność. Edukacja domowa odmieniła mojego syna", "Zaniżone poczucie własnej wartości, grad jedynek i jeszcze boleśnie niska pozycja w grupie rówieśniczej - to zniknęło po przejściu na edukacje domową. Córka chętnie się uczy i ma naprawdę dobre oceny" - to relacje rodziców, których dzieci nie odnalazły się w szkolnej ławce. O tym, kogo ratuje edukacja domowa, rozmawiamy z dr Magdaleną Śniegulską.

Edukacja domowa nie jest lekiem na całe zło systemowej szkoły, ale wygląda na to, że bywa kołem ratunkowym dla dzieci, które toną w tradycyjnym systemie edukacji...

Edukacja domowa bywa takim kołem ratunkowym dla bardzo różnych dzieci – tych, które się nie odnajdują, ale i tych które potrzebują innego podejścia, innej organizacji dnia i samej nauki. Myślę, że edukacja domowa jest też takim kołem ratunkowym dla niektórych rodziców. Dla tych, którzy często czerpiąc z własnych doświadczeń wiedzą, że nie chcą takiego systemu nie tylko dla swoich dzieci, ale dla całej rodziny. Wiedzą, że się w takim szablonie nie odnajdą i woleliby uczestniczyć w zupełnie inaczej zorganizowanej edukacji. To przecież gwarantuje nam Konstytucja – zakładając, że jesteśmy w stanie wybrać dla naszych dzieci, to co jest dla nich najlepsze, najbardziej dopasowane do ich potrzeb. Rzeczywistość pokazuje, że tego swobodnego wyboru, z różnych względów nie mają wszyscy rodzice. Jednak wyraźnie widać pewne trendy i zmiany związane z edukacją w naszym kraju.

Coraz więcej uczniów wybiera edukację domową. Dlaczego?

Rzeczywiście, jest bardzo duże zainteresowanie edukacją domową. Dotyczy to przede wszystkim szkół podstawowych, ale również wzrost zainteresowania edukacją domową odnotowały licea. I mówimy tu o wyraźnej zmianie. Moglibyśmy się oczywiście zastanawiać z czego to zainteresowanie wynika – czy to sygnał, że powszechny system edukacji chyli się ku upadkowi i w związku z tym coraz bardziej potrzebujemy alternatyw, czy też po prostu jesteśmy coraz bardziej świadomi potrzeb naszych dzieci i bardziej na tych potrzebach skoncentrowani. Od 2014-2015 roku widzimy bardzo wyraźny wzrost zainteresowania edukacją domową. Prawdziwy boom natomiast przypadł na rok 2022. Są dane, które mówią, że w styczniu tego roku edukacja domowa dotyczyła 0,5% populacji uczniów, a już we wrześniu był to prawie 1%.

Czy zmiany w prawie oświatowym, które mocno ograniczają edukacje domową, uporządkują te sferę edukacji, czy raczej skrzywdzą uczniów, którzy nie potrafią odnaleźć się w tradycyjnej, szkolnej rzeczywistości?

Kompletnie tych zmian nie rozumiem. Po pierwsze wracamy do czegoś, z czego się wycofaliśmy. Jak choćby anachroniczna rejonizacja. Wiemy, że to rozwiązanie kompletnie się nie sprawdzało. Wygląda tak, jakby te zmiany miały doprowadzić do większej kontroli, centralizacji. Tymczasem ta kontrola i centralizacja są źle postrzegane. One odbierają i rodzicom i nauczycielom różne kompetencje. Właściwie to takie działania są zagrożeniem dla edukacji w ogóle. To nie wygląda dobrze. I najpewniej spowoduje, że wiele dzieci wypadnie z systemu edukacji. Załóżmy, że rodzice i dziecko chcą spróbować nauki w szkole powszechnej. Szybko okazuje się, że takie rozwiązanie kompletnie nie jest dla nich – ale dziecko będzie musiało przetrwać rok, bo „okienko” zgłaszania zamiaru podjęcia edukacji domowej jest bardzo wąskie.

Jeśli prawo dotyczące edukacji domowej zostanie zaostrzone, to oznacza bardzo poważne okrojenie szkół, które właśnie w edukacji domowej się specjalizują.

Wraz z propozycjami zmian w przepisach oświatowych pojawia się wiele wątpliwości. Wspomniana centralizacja, czy założenie, że tylko określone szkoły będą mogły być gospodarzami edukacji domowej… Mało która szkoła będzie w stanie spełnić te wymagania – choćby ze względu na braki kadrowe wśród nauczycieli. Edukacja domowa to dziś nie jest jeden szablon. Nie w każdym domu rodzice siedzą z dzieckiem nad książkami. Opcji i możliwości jest bardzo wiele. A mnogość opcji daje właśnie szansę, że dopasujemy je naprawdę dobrze do potrzeb naszego dziecka.
Szkoły czy fundacje specjalizujące się właśnie w edukacji domowej, nie tylko mają dziś najbogatszą ofertę dla uczniów, ale też działają z ogromną rozważnością. Sprawdzają efekty swojej pracy, kontrolują prawidłowość procesów edukacji.

Mówimy tu o dzieciach i młodzieży, które z różnych względów „nie pasują” do szkoły systemowej, ale którym formalnie nie przysługuje prawo do nauczania indywidualnego. Są wrażliwi, nie radzą sobie w grupie rówieśniczej, stają się ofiarami rówieśniczego prześladowania. Czy rodzice w tej sytuacji powinni po prostu uznać, że szkolna rzeczywistość "zahartuje" ich dzieci i przestać się nad swoimi pociechami użalać?

Na pewno są takie głosy i z takimi opiniami spotkałam się podczas jednego spotkania z rodzicami. Niepokojące są postawy rodziców, którzy mówią: „ja przez to przeszedłem, przeszło przez to moje pokolenie. Nie było różowo, a może nawet było gorzej. Nauczyciele źle nas traktowali, ale dzięki temu jesteśmy twardzi. I proszę: jestem prezesem, lekarzem, architektem – dałem radę”. Zawsze jednak w takich sytuacjach pojawia się pytanie – tylko po co? I właśnie jeden z ojców znakomicie to ujął, mówiąc: „no, dobrze – ale gdybyśmy tym tropem szli, to mój ojciec walczył w powstaniu. Czy to znaczy, że ja też, żeby się wykazać i zahartować, powinienem chwycić za karabin i wyruszyć na jakąś wojnę?” Przecież to, co było standardem w naszym pokoleniu, wcale nie musi się sprawdzić w dzisiejszym świecie.

Charakter wykuwa się w trudnych warunkach. Co nas nie zabije – to nas wzmocni. Ci, którzy wierzą w prawdziwość tego rodzaju haseł pewnie obawiają się, że odpowiadając na potrzeby dziecka, chroniąc je przed nieprzyjemnościami - wychowają mazgaja i maminsynka. Słusznie?

Zupełna ochrona przed stresem może być oczywiście rodzajem klosza, pod którym próbujemy trzymać dziecko. Ale w przypadku dzieci, które bardzo źle funkcjonują w systemie szkolnym, który ich nie wspiera, który je etykietuje, nie dając jednocześnie żadnego narzędzia do radzenia sobie z trudnościami, taka szkoła, która jest jednocześnie „szkołą życia”, a nawet „przeżycia” – jest bardzo destrukcyjna. Ten rodzaj hartu niczego dobrego nie przyniesie. Trzeba mieć oczywiście świadomość, że wyrwanie dziecka z systemu szkoły powszechnej i wrzucenie go w edukację domową, wymaga uwagi i zaopiekowania innych obszarów. Jeżeli nasze dziecko bardzo silnie reaguje na stres, jeżeli ma kłopot z wiarą we własne możliwości i umiejętności – to zawsze wymaga mądrej interwencji. Bo wiemy, że dziecko, które wszystkiego się boi, nie może być zawsze wyjmowane z sytuacji lękowej, ale powinno otrzymywać skuteczne narzędzia, aby sobie z taka trudną sytuacją radzić.

A co z argumentem, że edukacja domowa zubaża umiejętności społeczne, nie pozwala nawiązywać relacji rówieśniczych? Wychowamy sobie odludka?

Błędem jest twierdzenie, że w edukacji domowej nie ma społecznych interakcji i wyzwań. Są różne systemy, są szkoły, które się specjalizują właśnie w edukacji domowej i wsparciu ucznia. Są tworzone środowiska, społeczności uczniowskie. Spotkania integracyjne, warsztaty dla uczniów, ale i dla rodziców. To nie jest tak, że dziecko w edukacji domowej jest pozbawione kontaktu z rówieśnikami. Dobrze zaplanowana edukacja domowa może być pełna kontaktów i relacji. Dziecko w szkole systemowej przebywa głównie w towarzystwie swoich rówieśników, a edukacja domowa jest w tej mierze bardziej otwarta, bardziej uniwersalna. Daje też czas na pogłębianie zainteresowań i relacje z osobami, z którymi dziecko dzieli pasje. Co więcej, w edukacji domowej jest większa szansa na naukę samodzielności.

Edukacja domowa to dla rodziców dodatkowe obowiązki. To chyba spore wyzwanie?

Tak, uczenie swojego dziecka nie jest łatwym zadaniem. To zupełnie inne relacje. Ale też sporo poświęconego czasu – pamiętajmy, im młodsze dziecko, tym bardziej edukacja domowa będzie angażowała rodziców, bo też większej opieki wymaga młodszy człowiek. Teraz jednak, gdy edukacja domowa oferuje wiele opcji i możliwości, rodzic wcale nie musi być pełnoetatowym nauczycielem w domu. Dostępne jest bowiem profesjonalne wsparcie – internetowe platformy, konsultacje, zajęcia online w ramach ofert poszczególnych szkół. Obawiam się, że zmiany w prawie oświatowym to wszystko dzieciom i rodzicom w edukacji domowej zabiorą. Można się spodziewać, że zapisy, które w założeniu mają coś uregulować i ulepszyć – ograniczą możliwości, a nawet samą edukację domową.

Edukacja domowa to tylko jedna z możliwości i skoro korzysta z niej niespełna 1% wszystkich uczniów w Polsce, znamienita większość, chodzi do szkół powszechnych. Czy szkoła systemowa jest w odwrocie? Bo na pewno przeżywa kryzys.

Coraz więcej wiemy o systemie edukacji, ale także coraz więcej wiemy jak przebiega proces uczenia się. Jeżeli tylko mamy możliwość dopasowania pewnego systemu, sposobu edukacji do potrzeb naszego dziecka, to jest najlepsza inwestycja w jego przyszłość. To bowiem daje mu siłę i wiarę we własne możliwości, a także przyjemność z uczenia. A to może sprawić, że nasze dziecko nie poprzestanie wyłącznie na szkole, ale będzie ciekawe świata. Będzie chciało się rozwijać, ponieważ uczenie się nie będzie mu się kojarzyło z przykrym obowiązkiem, z przymusem. I to właśnie dużo rzadziej zdarza się w edukacji domowej, że dzieci czują przymus związany z mierzeniem się z różnego rodzaju zadaniami. W szkołach powszechnych zdarza się to częściej. I znamienny przykład: obecnie trwają prace nad programem edukacyjnym dla Warszawy do 2030 roku, i w trakcie jego omawiania pojawiła się taka idea, aby przywrócić radość w szkole. Tymczasem – co było dla mnie bardzo ciekawe, a jednocześnie zatrważające – uczniowie podczas spotkań poświęconych projektowi, zjeżyli się słysząc taki pomysł: „Teraz jeszcze będziecie nam kazać się cieszyć z tego, co jest w szkole? To jest nieludzkie.” I taka reakcja pokazuje wyraźnie, jak bardzo nasz system edukacji potrzebuje reformy i zmian. Ale zdecydowanie nie takich, jakie są proponowane obecnie.

_ _ _

dr Magdalena Śniegulska - absolwentka Wydziału psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Doktor nauk humanistycznych w zakresie psychologii. Pracuje w Szkole Edukacji Polsko - Amerykańskiej Fundacji Wolności i Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytecie SWPS w Katedrze Psychologii Klinicznej. Prowadzi zajęcia warsztatowe, seminaryjne i wykłady z zakresu psychologii rozwoju, psychologicznych podstaw edukacji, wspierania rozwoju, umiejętności rodzicielskich. Członek PTP, PTTPB. Członek-założyciel Stowarzyszenia Wspólne Podwórko. Autorka tekstów popularyzujących wiedzę psychologiczną z obszaru wychowania dzieci i problemów rozwojowych. Prowadzi terapię indywidualną i grupy terapeutyczne dla dzieci i młodzieży w podejściu poznawczo-behawioralnym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na strefaedukacji.pl Strefa Edukacji