Edukacja domowa. Na czym polega?
Wokół edukacji domowej przez lata narosło wiele mitów, niedopowiedzeń i wątpliwości. No bo, jak to tak, żeby dziecko spędzało całe dnie w domu i nie chodziło do szkoły? A gdzie pozna kolegów i koleżanki? Przecież zdalne nauczanie jasno pokazało, jak siedzenie w domu źle wpływa na zdrowie psychiczne i fizyczne dzieci…
Tylko że edukacja domowa ze zdalnym nauczaniem ma niewiele wspólnego, a dzieci, które uczą się w domu, nie są zamknięte tam na cztery spusty. Przekonuje się o tym coraz więcej rodziców, którzy decydują się na domowe nauczanie. Jak pokazują dane w roku szkolnym 2019/2020 uczniów, uczących się właśnie w takiej formie było 12 tysięcy, rok później – już 20 tysięcy*.
Chcąc dowiedzieć się, jak wygląda homeschooling po polsku, porozmawialiśmy z rodzicami, których dzieci uczą się w domu.
Co daje edukacja domowa? „Bezcenne doświadczenie dla rodzica i doskonała okazja, by się poznać”
Bruno ma 9 lat i chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Obecnie nauczycielem chłopca jest jego tata – Amadeusz Kaczmarczyk (fotograf i grafik), który z uwagi na swoją elastyczną pracę zdecydował się na przyjęcie roli edukatora.
– O przejściu na edukację domową pomyśleliśmy w roku szkolnym 2019/2020. Syn chodził jedynie przez kilka miesięcy do szkoły, a później wybuchła pandemia. Kiedy Bruno przeszedł na naukę zdalną, stało się coś niesamowitego: otworzył się i zaczął pracować ze zwiększoną motywacją. Ja, będąc w domu, obserwowałem to wszystko – opowiada Amadeusz Kaczmarczyk.
W międzyczasie zakiełkowała myśl o edukacji domowej. Wszystko poszło szybko: kontakt z Centrum Nauczania Domowego, które nakierowało rodzinę na placówkę przyjazną edukacji domowej, rozmowa z dyrektorem, wsparcie udzielone przez szkołę systemową, do której dotychczas chodził Bruno. Dawniej było potrzebne jeszcze zaświadczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej, wówczas przez okoliczności pandemii wymóg ten został zniesiony.
– U nas te role są nieco inaczej podzielone, zazwyczaj to mamy zostają razem z dzieckiem. W naszym przypadku to był mój pomysł i ja zdecydowałem się uczyć syna w domu – opowiada Amadeusz Kaczmarczyk. – Myślę, że to jest wspaniała okazja, żebyśmy ja i Bruno mogli się wzajemnie poznać. Dużo czasu spędzamy razem, budujemy relację, razem z żoną obserwujemy rozwój dziecka. Dla rodzica to jest bezcenny dar.
Edukacja domowa. Jak zacząć? Zalety i wady
Bruno i jego tata wstają między godz. 7.00 a 8.00. Później jest śniadanie i nauka, do której chłopiec sam z chęcią siada.
– Kiedyś, jak przychodził ze szkoły, to słyszałem: „Tato, nie chce mi się, już to robiłem”, a na pytanie, co robił, odpowiadał, że nie wie. Teraz się zrywa i mówi: „Tato, jedz, już trzeba iść do lekcji” – mówi Amadeusz Kaczmarczyk.
Uczeń robi sobie przerwy wtedy, gdy tego potrzebuje, na przykład w momencie, gdy jest zmęczony przyswajaniem nowej porcji materiału. Pomaga tzw. plan dnia, czyli stały harmonogram. Formalny czas nauki trwa mniej więcej do godz. 12.00-13.00. Ale, jak przekonuje Amadeusz Kaczmarczyk, w edukacji domowej ten proces trwa nieustannie.
– Edukacja tak naprawdę odbywa się ciągle – opowiada. – Po zajęciach Bruno idzie ze mną do ogrodu, robimy wiosenne porządki, sadzimy, plewimy, a w tym czasie syn uczy się o rozwoju roślin. Spacerujemy po okolicznych terenach i poznajemy warstwy lasu czy grzyby. Zwiedzamy Zamek w Będzinie i uczymy się o Kazimierzu Wielkim, a wieczorami obserwujemy niebo i dowiadujemy się czegoś nowego o gwiazdach i planetach.
Amadeusz przyznaje, że pierwsze chwile w edukacji domowej były trudne zarówno dla niego samego, jak i dla syna. Ale w dzisiejszych czasach rodzic nie jest pozostawiony sam sobie. Pomogło wsparcie innych osób, udzielane między innymi na grupach facebookowych i prowadzenie przez platformę Centrum Nauczania Domowego.
– Nie wiem, czy na początku poradzilibyśmy sobie bez wsparcia platformy. Rodzic jako edukator ma tam gotowe scenariusze lekcji, a także zeszyty ćwiczeń czy karty pracy dla dziecka. Są też generatory testów rocznych, a więc doskonałe wsparcie przed egzaminami. Dodatkowo Centrum Nauczania Domowego organizuje ciekawe webinary dla dzieci i dla rodziców – wyjaśnia Amadeusz Kaczmarczyk.
Oprócz tego, jak opowiada Monika Kamińska-Wcisło z Centrum Nauczania Domowego organizowany jest program Kolega z Ławki, dzięki któremu dzieci, uczące się w takiej formie mają szansę spotykać się ze swoimi rówieśnikami i nie tylko. Do dyspozycji uczniów i rodziców są też eksperci: psycholodzy, pedagodzy czy logopedzi.
– Z takim wsparciem można spokojnie edukować dzieci w domu – mówi Amadeusz Kaczmarczyk.
I przekonuje, że taka forma nauki może uwolnić czas i energię dziecka. Podczas podejmowania decyzji o edukacji domowej warto jednak przyglądać się pragnieniom i potrzebom danej rodziny.
– Kiedy Bruno chodził do szkoły systemowej, to i tak musiałem poświęcać 2-3 godziny po jego lekcjach na pomoc mu w nauce, on był tym po prostu zmęczony. Chciałem przekazać mu swoją wiedzę i pomyślałem, że jeśli nie teraz, to kiedy? Obecnie całą naukę jestem w stanie zawrzeć w około 3 godzinach edukacji domowej. Bruno zdał egzaminy, poradził sobie doskonale, wypracowujemy coraz więcej systematyczności i obowiązkowości, by w kolejnych latach syn mógł być coraz bardziej samodzielny w uczeniu się – podsumowuje Amadeusz Kaczmarczyk.
Edukacja domowa w Polsce. „Na początku uznałam edukację domową za wariactwo”
W rzeczywistości nie ma jednej edukacji domowej, są raczej edukacje domowe, bo każda z rodzin jest inna, inne są jej potrzeby, a także sposób organizowania nauki. I tak jak u Amadeusza i jego syna bardzo ważną rolę odgrywa plan dnia, tak u Kornelii Orwat (mama i autorka książki o edukacji domowej „Droga w nieznane”) oraz trojga jej dzieci: Sergiusza (17 lat), Cyryla (14 lat) i Patrycji (10 lat) planu nie ma, a w domu panuje atmosfera twórczego chaosu.
– Niektóre rodziny mają uregulowany dzień, na przykład po śniadaniu dzieci skupiają się na cichej pracy – opowiada Kornelia Orwat. – U nas to niestety nie wygląda tak pięknie. My jesteśmy raczej spontaniczni i, jeśli można tak powiedzieć, organizujemy się w sposób chaotyczny. Wynika to z tego, że wszyscy jesteśmy bardzo różni i każda osoba jest indywidualnością.
Zaczęło się od najstarszego syna, który potrzebował dużo swobody w nauczaniu. I tak już zostało. W domu Kornelii nie ma więc lekcji od 9.00 do 14.00.
– Nie mamy planu dnia, ale już plan tygodnia tak. Jeżeli chodzi o chłopców, wcześniej stałym elementem była szkoła muzyczna, teraz lekcje z języków obcych – mówi Kornelia Orwat. – Patrycja ma dwa razy w tygodniu balet i chór, Cyryl trzy razy w tygodniu zapasy. Każdy z nas wstaje trochę o innej porze. Dzieci uczą się, kiedy sami uznają to za stosowne, chociaż zawsze staram się wdrożyć ich w uczenie się raczej przed południem. Stałym elementem dnia, przy którym wszyscy się spotykamy, jest obiad.
Wbrew samej nazwie edukacja domowa nie odbywa się jedynie w domu. Kornelia opowiada mi o wizytach w muzeach, parkach, zoo czy spotkania ze znajomymi, których dzieci również uczą się poza szkołą.
– Sergiusz, Cyryl i Patrycja są już starsi i żyją własnym życiem – mówi mama edukująca domowo. – Jeden ma projekty, które robi do swojej przyszłej pracy, drugi więcej się bawi i uczy się programowania. Patrycja z kolei jest dziewczynką, która lubi się uczyć od rana, ona wstaje i mówi mi: „Mamo, dziś zrobimy polski, matematykę i angielski” i wówczas ja jej pomagam. W edukacji domowej od lat wspierają nas Szkoły Benedykta, gdzie dzieci zdają coroczne egzaminy klasyfikacyjne.
Jak przekonuje nasza rozmówczyni, kontaktów z rówieśnikami wcale nie brakuje. Dzieci poznają się na zajęciach dodatkowych czy spędzają czas z osobami, które również uczą się w domach. Kornelia edukuje swoje dzieci domowo już od 10 lat. Pytamy o moment decyzji i obawy z nią związane.
– Czasami żartuję i mówię, że nie chciało mi się prowadzać dzieci do szkoły i do przedszkola, bo byłam w ciąży z najmłodszą córką – śmieje się Kornelia. – A mówiąc serio, jeśli mamy dziecko, które nie lubi chodzić do szkoły, źle się w niej czuje, a w domu po prostu rozkwita i świetnie się rozwija, to edukacja domowa jest fantastycznym rozwiązaniem.
I dodaje:
– Pierwsze moje zetknięcie z tematem było dość zabawne, bo ja uznałam edukację domową za wariactwo i głupotę, ale później zaczęłam więcej czytać na ten temat i wspólnie z mężem doszliśmy do wniosku, że jest to jakaś alternatywa. Nie wiem, czy miałam obawy, ale trudne było dla mnie zetknięcie się z innymi ludźmi, którym musiałam tłumaczyć się z decyzji, jaką podjęliśmy. Do dziś zdarza mi się, że jakaś osoba jest nastawiona do edukacji domowej nawet nie negatywnie, ale wrogo.
Jednak małymi krokami postrzeganie tej formy edukacji się zmienia. Zmienia się też organizacja ról w rodzinie. Kilkanaście lat temu rodzic musiał całkowicie zrezygnować z pracy, teraz na edukację domową często przechodzą starsze dzieci, które nie potrzebują już nieustannej opieki. Same organizują sobie czas na naukę i odpoczynek. Wciąż są jednak rodzice, którzy postanawiają zrezygnować z pracy zawodowej i już od najmłodszych lat edukować dzieci w domu, tak jak robi to Kornelia.
– Decyzja o rezygnacji z pracy zawodowej nie jest dla mnie żadnym wyrzeczeniem – mówi nasza rozmówczyni. – Cieszę się, że mam możliwość poświęcania czasu moim dzieciom, wychowywania ich i wprowadzenia ich w dorosłość.
Od szkoły systemowej do edukacji domowej. „Mamo, nie wiedziałam, że jestem w stanie nauczyć się tyle z chemii bez nauczyciela”
Hania jest w ósmej klasie szkoły podstawowej i od tego roku szkolnego przeszła na edukację domową.
– Wszystko zaczęło się od momentu, gdy przyszedł pierwszy lockdown i córka zaczęła uczyć się zdalnie. Czasami miałam okazję słyszeć, w jaki sposób nauczyciele zwracają się do uczniów. Ich podejście było katastrofalne. Dzieci na prawie każdej lekcji słyszały, że są leserami, oszustami, że mają ciągle włączać kamerki. Cała ta sytuacja mocno obciążała moją córkę, bo jest ona wrażliwą osobą. Widziałam, jak dziecko z dnia na dzień gaśnie, a skrzydła są jej podcinanie – mówi Agnieszka Gołąbek (edukatorka pozytywnej dyscypliny i coach).
Właśnie wtedy Hania, która o edukacji domowej słyszała od znajomych, sama zaproponowała, by przejść na taki tryb nauki. Obaw było sporo. Po wypisaniu „za” i „przeciw”, a także rozmowach ze wspierającymi ją w każdej decyzji rodzicami, postanowiła spróbować.
– Córka jest teraz trochę w takim trybie odszkolnienia. To dziecko, które jednak siedem lat było w systemie, musi zmienić sposób patrzenia na edukację i rzeczywiście się to dzieje. Hania zmieniła się pod wieloma względami. Po pierwsze wreszcie jest wyspana. Sama szuka sobie odpowiedniego czasu na naukę, planuje swój dzień. Żyje w zgodzie z samą sobą, odkrywa różne sposoby uczenia się. Kiedyś była bardzo zestresowana, dziś już nie jest – wyjaśnia Agnieszka Gołąbek.
I opowiada mi, jak zmienia się sposób patrzenia 14-letniej dziewczyny na edukację. Hania któregoś dnia przybiega do swojej mamy i mówi: „Nie wiedziałam, że jestem w stanie nauczyć się tyle z chemii bez nauczyciela”. Stopniowo znienawidzone przez nią przedmioty, stają się coraz bardziej lubiane. „Czuję, że potrzebuję polubić historię i się z nią zaprzyjaźnić” – mówi rodzicom.
Ingerencja w proces nauczania córki jest zbędna. Jak podkreśla jej mama, ona sama organizuje sobie dzień. Czasami zaczyna go od czytania książki, niekiedy pośpi trochę dłużej. W międzyczasie robi sobie przerwy na zabawę z psem czy gotowanie.
– Na początku miałam obawy i wyznaczałam jej czas (np. od 9.00 do 14.00), kiedy miała uczyć się matematyki, j.polskiego i innych przedmiotów egzaminacyjnych. Natomiast teraz widzę, że trzeba podążać za dzieckiem. Hania ma tak, że prawie cały dzień potrafi poświęcić na naukę jednego przedmiotu, uczy się większymi partami materiału i to się u niej sprawdza. Czuje się też dobrze, kiedy jej nie kontroluję, nie pytam i nie sprawdzam tego, co zrobiła. Ona chce się czuć odpowiedzialna za swoją pracę – opowiada Agnieszka.
I dodaje, że dzięki edukacji domowej jej córka naprawdę rozkwitła. Sama wyszła z inicjatywą, by zacząć uczyć się języka hiszpańskiego i rzeczywiście to robi. W wolnych chwilach gotuje i ma wreszcie czas na swoją pasję – jazdę konną.
Ucząc się w szkole systemowej, nie byłoby na to wszystko czasu. Po powrocie do domu mniej więcej o godz. 15.30 byłoby jeszcze nadrabianie zaległości z okresu nauki zdalnej i nieustanne siedzenie nad książkami. Obawy – jak podkreśla Agnieszka Gołąbek – wciąż są i będą pewnie do pierwszych egzaminów, ale patrząc na zmiany, które zaszły w dziecku, warto zaryzykować przejście na edukację domową.
– Ważna jest w tym wszystkim więź rodzic-dziecko – mówi mama Hani. – Niektórzy za bardzo kontrolują i wyręczają dzieci, które w ten sposób podprogowo dostają informację: nie poradzisz sobie w życiu. Dziecku trzeba zaufać.
* * *
Edukacja domowa w jakimś sensie obnaża problemy systemowej szkoły. Brak indywidualizacji nauczania, niepotrzebnie przeładowany program i weryfikowanie zdobywanej wiedzy przez kontrolowanie to tylko niektóre z nich.
Nagle okazuje się, że kiedy uwolni się dziecko od przymusu, stresu, krzyku i nadmiernej ilości materiału, ono zaczyna samo pytać się, dowiadywać, szukać informacji, a wreszcie z zapałem uczyć się nowych rzeczy. I chyba właśnie w tym tkwi fenomen coraz większej popularności edukacji domowej.
*2021.09.30 Nauczanie Domowe Dane Ministerstwa Edukacji i Nauki dla Fundacji Edukacji Domowej (FED)