"O Plutonie i wakacjach na... Wenus". Rozmowa z dr Aleksandrą Piórkowską-Kurpas z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Śląskiego

Grażyna Kuźnik
dr Aleksandra Piórkowska-Kurpas  z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Śląskiego
dr Aleksandra Piórkowska-Kurpas z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Śląskiego NASA/arc.
Pluton ma prawdziwych wielbicieli, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że Układ Słoneczny liczy już tylko osiem planet, a Plutonowi, można powiedzieć, pokazano drzwi. Dla nich kosmos nie jest już taki sam i właśnie dzięki nim 24 sierpnia obchodziliśmy Dzień Zdegradowania Plutona. Ale Pluton wcale nie jest podrzędną planetoidą, to największa planeta karłowata, jaką znamy. Wciąż się wyróżnia, nie spełnia tylko jednego warunku, żeby być planetą, nie oczyścił swojej orbity z dużych obiektów.

Gdyby można było polecieć na wakacje na Plutona, toby się pani chętnie zdecydowała?

Nie, absolutnie. Wolę patrzeć na niego z Ziemi, przez teleskop, mimo że do najpiękniejszych obiektów w kosmosie nie należy. Pluton ma grubszą niż sądziliśmy atmosferę, przypomina bardziej marsjańską niż ziemską. Średnia temperatura wynosi tam około minus 230 stopni C, doba trwa 6,4 dni ziemskich, pory roku zmieniają się co 120 naszych lat. Góry są wysokie na kilka kilometrów i chociaż, jak pokazała sonda kosmiczna NASA New Horizons, która w 2015 roku przeleciała w pobliżu Plutona, jego krajobraz jest ciekawszy niż sądzono, to ile lat musiałabym lecieć, żeby te pustynię z lodu azotowego, lodowe wulkany i wielkie urwiska oglądać. Musieliby mnie w podróży zahibernować, szkoda urlopu. Pluton jest odległy, dzieli go od Ziemi prawie 5 miliardów kilometrów.

A może chodzi o to, że Pluton nie jest już prestiżowy, wyrzucono go z Układu Słonecznego? Okazało się, że nie jest wcale pełnoprawną planetą, tylko podrzędną planetoidą. Mnie go żal.

Pluton ma prawdziwych wielbicieli, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że Układ Słoneczny liczy już tylko osiem planet, a Plutonowi, można powiedzieć, pokazano drzwi. Dla nich kosmos nie jest już taki sam i właśnie dzięki nim 24 sierpnia obchodziliśmy Dzień Zdegradowania Plutona. Ale Pluton wcale nie jest podrzędną planetoidą, to największa planeta karłowata, jaką znamy. Wciąż się wyróżnia, nie spełnia tylko jednego warunku, żeby być planetą, nie oczyścił swojej orbity z dużych obiektów.

Planeta karłowata to nazwa na pociechę, bo właściwie to tylko obiekt astronomiczny, ni to, ni sio. A kiedy go odkryto, było dużo radości.

Plutona odkrył w 1930 roku amerykański technik i fotograf nieba Clyde Wiliam Tombaugh z Lowell Observatory w mieście Flagstaff w północnej części stanu Arizona. Jest to jedno z najstarszych obserwatoriów astronomicznych w Stanach Zjednoczonych. Instytucja nadal nosi imię swojego założyciela Percivala Lowella, który zasłynął między innymi tym, że w swoich książkach dużo pisał o Marsjanach. Twierdził, że kosmici zbudowali na Marsie wodne kanały i rzeczywiście, przez słabe teleskopy pod koniec XIX wieku można było dojrzeć na Marsie proste linie. Kiedy jednak astronomia poszła do przodu, udowodniono, że żadnych kanałów nie ma. To tylko dowodzi, jak wiele zależy od narzędzi, jakimi posługują się astronomowie, odkrywca Plutona nawet nie marzył o takich, jakie dzisiaj mamy. Ale już Lowell przewidywał, że gdzieś na końcu Układu Słonecznego musi być jakaś planeta X, Tombaugh uznał, że ją wytropił.

Ale jak, skoro nie miał doskonałych narzędzi?

Porównał zdjęcia obszaru nieba, który obejmował przewidywaną z rachunków pozycję nowej planety, zrobione w odstępie kilku dni w styczniu 1930 roku. Znalazł w końcu nieznany obiekt zmieniający swoje położenie na tle gwiazd stałych. Pluton po prostu miał szczęście. Odtąd bezustannie interesuje badaczy, ale też zwykłych ludzi.

Szum był duży, w studiu Walta Disneya w 1930 roku stworzono uwielbianego bohatera, psa Pluto. Odkrytego właśnie Plutona przyjęto do rodziny Układu Słonecznego z otwartymi ramionami. Chociaż dostał ponure imię rzymskiego boga świata umarłych.

Nazwa wydaje się dobra, starożytni Rzymianie wierzyli, że Pluton był bogiem ciemności i świata podziemnego, a odkryty obiekt znajdował się przecież na końcu Układu Słonecznego. Ilość energii słonecznej jest tam minimalna, ale Pluton odbija światło Słońca. Z Ziemi widać, że ma barwę sepii, a w rzeczywistości, jak pokazała sonda, ma kolory zmienne, jest sporo czerwieni. Znaczenie też miało, że pierwsze dwie litery nazwy Pluton są również inicjałami założyciela obserwatorium, w którym dokonano odkrycia, czyli Percivala Lowella.

Na początku uważano, że Pluton jest kilkakrotnie większy od Ziemi. Budził respekt.

To były teoretyczne rachunki, oparte na zastanawiających perturbacjach ruchów Urana i Neptuna. Coś musiało planety do tego zmuszać. Okazało się jednak, że chodzi o błędy pomiarowe, a nie o wpływ grawitacyjny jakiejś innej, nieznanej planety. Mimo to jej szukano i jak to się mówi, nawinął się właśnie Pluton. Został odkryty i doceniony, co prawda można pokusić się o stwierdzenie, że Pluton został odkryty dość przypadkowo. Tymczasem jego prawdziwa masa szacowana jest na około 0,002 masy Ziemi. Ustalono to na podstawie analizy oddziaływania grawitacyjnego między Plutonem a jego księżycem Charonem.

Jest mały, ale przynajmniej można na nim nogę postawić, choćby za kilkaset lat i gdyby bardzo się pragnęło. Kilka planet z Układu Słonecznego to niestety wielkie kule gazu, tam nie ma się co wybierać i zresztą nie można na nich wylądować. A gdyby tak urlop na Wenus?

Na Wenus, na tej bliźniaczce Ziemi? Nie i jeszcze raz nie. Jowisz, Saturn, Uran i Neptun to faktycznie gazowe olbrzymy, które w ogóle nie nadają się do lądowania, pochłonęłyby mnie i moje bagaże. Bilet na Wenus? Na Wenus miałabym kwaśne deszcze, siarkowodór i upał o temperaturze 500 stopni C. Ciśnienie jest tam miażdżące, sto razy większe niż ziemskie. To bardzo wrogie człowiekowi miejsce, po prostu piekło.

Zostaje jeszcze Mars i Merkury. Czy tam kiedykolwiek będą hotele?

Na Marsie nie jest tak źle, ale nie wolno byłoby zdjąć skafandra, atmosfera składa się głównie z dwutlenku węgla. Jest tam zimno, chociaż nie tak jak na Plutonie, temperatura wynosi około minus 60, czasem 90 stopni C, zdarzają się dni na plusie. Panuje surowy klimat, woda gdzieś znikła. Raczej bym ominęła takie miejsce wypoczynku. Merkury też nie zachęca. Temperatury wahają się tu od minus 180 stopni C do 290 stopni C, są tutaj największe różnice temperatur w Układzie Słonecznym. Mamy tylko skały, kratery i nie ma prawie atmosfery. Przetrwanie żywego organizmu jest chyba niemożliwe, chyba że nauka pójdzie ostro do przodu.

Było to jednak rodzeństwo Plutona w Układzie Słonecznym, a teraz pozostał sam. Nawet dzieci o tym wiedzą. Są książeczki dla dzieci, w których Pluton płacze, bo go nie zaproszono na bal planet, a bardzo chciał tam być.

Trudno, odkryto w ciągu ostatnich lat wiele innych ciał niebieskich o podobnej do Plutona masie, jak Ceres czy Eris, leżąca tak jak Pluton poza orbitą Neptuna. Wymusiło to potrzebę ponownego rozważenia poprawności definicji planety. Za Neptunem jest mało jeszcze zbadany rejon, gdzie porusza się mnóstwo niewielkich obiektów lodowych i skalnych, jest nawet cały rezerwuar komet. To bardzo liczne towarzystwo Plutona.

W 2006 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna ku zaskoczeniu sympatyków astronomii, zdegradowała Plutona. Na nic protesty. To znaczy, że Pluton już nigdy nie wróci do Układu Słonecznego?

Nie pasował do niego. Zdegradowanie Plutona rozwiązało wiele problemów, które sprawiały, że jako planeta wyróżniał się na tle innych planet Układu Słonecznego, był takim oryginałem. Jest naprawdę bardzo mały w porównaniu z pozostałymi planetami, masywniejsze od Plutona jest nawet wiele satelitów, których nikt nie chciał awansować na planety, na przykład Księżyc czy też księżyce galileuszowe Jowisza. Równocześnie Pluton jednak jest większy od innej planety karłowatej Eris, którą oceniano do niedawna jako znaczniejszą. Pluton ma w dodatku orbitę silnie eliptyczną, a jej płaszczyzna przecina ekliptykę czyli okrąg na sferze niebieskiej, po którym w ciągu roku pozornie porusza się Słońce obserwowane z Ziemi - pod kątem 17°, a to jest nietypowe dla planety. Miłośnikom Plutona musi wystarczyć, że jest obecnie najjaśniejszym z transplutonowców, czyli obiektów z Pasa Kuipera, znajdującego się na peryferiach Układu Słonecznego.

Jest ich królem, to też coś, powiedzmy.

Do lat 90. ubiegłego wieku Pluton był jedynym znanym obiektem Układu Słonecznego spoza orbity Neptuna. Dzisiaj już wiemy, że poza nią rozciąga się jeszcze niezmierzony obszar pełen ogromnej ilości drobnych ciał. Okazało się, że rozmiary Układu Słonecznego są znacznie większe niż sądziliśmy, a nasze zrozumienie procesu jego powstania jest znacznie głębsze.

Czy mogą objawić się jeszcze inne niespodzianki dotyczące Układu Słonecznego?

To możliwe, bo kosmos wciąż nas zaskakuje. Nie rozumiemy istoty ciemnej materii i ciemnej energii w kosmosie, która go w większości wypełnia. Jakimi prawami się rządzą? Tajemnica. Układ Słoneczny opuszcza teraz pięć sond kosmicznych; Voyager 1 i 2, Pioneer 10 i 11 i najmłodsza z nich, New Horizons, wystrzelona w celu badania Plutona i jego sąsiedztwa. Trzy z nich Voyager 1 i 2 oraz New Horizons wciąż wysyłają sygnały w kierunku Ziemi. Kto wie, co nam ujawnią.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 12 latprzemoc
Wideo

Akcja cyberpolicji z Gdańska: podejrzani oszukali 300 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "O Plutonie i wakacjach na... Wenus". Rozmowa z dr Aleksandrą Piórkowską-Kurpas z Instytutu Fizyki Uniwersytetu Śląskiego - Dziennik Zachodni

Wróć na strefaedukacji.pl Strefa Edukacji