Spis treści
- Ile zarabia nauczyciel? „Nie kupuję nowych ubrań, nie chodzę do kosmetyczki”
- Pensje nauczycieli przerażająco niskie? „W żaden sposób nie da się za to utrzymać”
- Wynagrodzenia nauczycieli nie pozostawiają złudzeń. Studia, kursy i specjalizacje, by zarabiać 2,5 tys. zł?
- Nauczycielska pensja nie wystarcza. „Jestem zmuszona pracować w innych miejscach”
- Brak odpowiednich pensji nie tylko w szkołach publicznych. „Bliscy mi mówią, że znaczę mniej niż niewolnik”
- Z pensjami nauczycieli jest źle i będzie jeszcze gorzej?
Ile zarabia nauczyciel? „Nie kupuję nowych ubrań, nie chodzę do kosmetyczki”
Często podkreśla się, że zawód nauczyciela to misja. Trzeba nie tylko znać się na określonej dziedzinie, ale także zachęcić młodego człowieka do zdobywania wiedzy, umieć utrzymywać z nim relacje i nadążać za nowinkami technologicznymi. Nauczyciele coraz częściej słowo „misja” zastępują słowem „wolontariat”, bo – jak podkreślają – ich pensja nijak się ma do zakresu obowiązków.
– Oszczędzam na wszystkim, nie kupuję nowych ubrań, nie chodzę do kosmetyczki czy fryzjera, zaspokajam jedynie podstawowe potrzeby materialne moich dzieci – mówi nam Aleksandra*, która jest nauczycielem mianowanym, w zawodzie pracującym od 20 lat, obecnie na stanowisku pedagoga specjalnego. – W szkole zarabiam 3100 zł, gdyby nie dodatek stażowy pensja niewiele różniłaby się od najniższej krajowej.
Sprawy nie ułatwia niezwykle skomplikowany system wynagradzania nauczycieli. Zgodnie z nim pensje ustalane są w oparciu o kwoty zamieszczane w ustawie budżetowej. Trzeba jednak pamiętać, że są to tzw. średnie wynagrodzenia nauczycieli. Nie odzwierciedlają one realnych pensji, które pracownicy otrzymują na konto.
Uwzględniając majowe i wrześniowe podniesienie wynagrodzeń, a także zmiany w awansie zawodowym, które pojawiły się wraz z nowym rokiem szkolnym, nauczyciele średnio zarabiają 4432,15 zł brutto (nauczyciel początkujący), 5318,58 zł brutto (nauczyciel mianowany) i 6 795,97 zł brutto (nauczyciel dyplomowany). I zaraz – całkiem słusznie – odezwie się grono zdenerwowanych pedagogów, bo oni takich pensji na swoich kontach nigdy nie zobaczyli.
Mogli za to zobaczyć poniższe wynagrodzenia (oczywiście odpowiednio niższe po przekształceniu ich z brutto na netto). Są to tzw. minimalne pensje nauczycieli:
- Nauczyciel początkujący: 3424 zł brutto;
- Nauczyciel mianowany: 3597 zł brutto;
- Nauczyciel dyplomowany: 4224 zł brutto.
Wynagrodzenia poszczególnych osób różnią się od siebie także w zależności od tego, jaki dodatek otrzymują (np. dodatek motywacyjny, stażowy, wiejski).
– W moją pensję (3300 zł) wliczony jest jeszcze dodatek motywacyjny, który absolutnie nie motywuje, bo wynosi 100 zł. Uważam, że pensja jest żenująco niska, nie ma szans się za nią utrzymać, więc to mój ostatni rok pracy w tym zawodzie – podkreśla Maja, zrezygnowana polonistka, która od ośmiu lat pracuje w szkole, obecnie jako nauczyciel mianowany.
Walki o godne płace nie ułatwia także przestrzeń publiczna. To właśnie tam bardzo często, z ust polityków czy publicystów, padają jedynie średnie kwoty wynagrodzeń nauczycieli, dodatkowo w formie brutto, zamiast netto. Kiedy odpowiednio się je przekształci, okazuje się, że z przystępnej sumy zostają pieniądze, które wystarczają jedynie na spłatę raty kredytu.
Pensje nauczycieli przerażająco niskie? „W żaden sposób nie da się za to utrzymać”
W obliczu inflacji tak zwane podwyżki dla nauczycieli w rzeczywistości nie są nawet waloryzacją pensji. Potwierdza to raport Fundacji Evidence Institute**, w którym podkreślono, że wartość realnego wynagrodzenia tej grupy zawodowej spada. Zmianę nauczyciele mogliby odczuć dopiero wówczas, gdyby ich zarobki zwiększyły się nie o 4,4 czy 9 proc., ale o 20 procent. Zdaniem badaczy mniejsze podwyżki nie zmienią w żadnym stopniu sytuacji w środowisku oświatowym.
– Obecnie za „goły etat”, czyli 19 godzin przy tablicy i 1 tzw. godzinę czarnkową, dostaję 2 917 zł. W tej kwocie zamyka się wynagrodzenie bazowe oraz dodatek stażowy, który wynosi 12 procent. Moja wypłata jest już po wrześniowej podwyżce. Czy ona coś zmieniła? Trudno powiedzieć, jest to kwota, za którą nie da się w żaden sposób utrzymać. Ewentualnie można wegetować. Pozostaje wypłata męża i dorabianie korepetycjami – stwierdza Karolina, anglistka, nauczycielka mianowana, która w zawodzie pracuje dwanaście lat.
Badacze z Fundacji Evidence Institute podkreślają, że jeszcze w 2014 roku studenci pedagogiki stanowili 7 proc. wszystkich osób rozpoczynających naukę na uczelniach wyższych, w 2020 roku ten wskaźnik wynosił już tylko 5,5 procent. Dołączając do tego badania Eurostatu***, z których wynika, że spora grupa nauczycieli to osoby w wieku około 50 lat, można stwierdzić, że chętnych do pracy w tym zawodzie nie przybywa. Jedną z motywacji, by nie podążać tą ścieżką, są właśnie niskie wynagrodzenia.
– Moja pensja jest żenująca, ta, którą otrzymałam za wrzesień wyniosła 2346,67 zł, pracuję na pół etatu. Gdyby nie to, że bardzo lubię swoją pracę, już dawno zmieniłabym zawód. Tak naprawdę dojrzewam do tej decyzji – mówi Marta, polonistka, nauczycielka dyplomowana z dwudziestoczteroletnim stażem pracy.
Pensje polskich nauczycieli – uwzględniając różne koszty życia w poszczególnych krajach – są jednymi z najniższych w Europie. Wyprzedzają nas w tym niechlubnym rankingu jedynie Słowacja i Węgry.
– Nauczyciele szkół podstawowych z państw takich jak Hiszpania, Holandia, Austria, Dania czy Niemcy zaczynają karierę z ponad dwukrotnie wyższą pensją według parytetu siły nabywczej niż polscy pedagodzy. Pod względem zarobków pedagogów z 15-letnim stażem, Polska jest czwarta od końca wśród państw Unii Europejskiej – czytamy w raporcie.
Wynagrodzenia nauczycieli nie pozostawiają złudzeń. Studia, kursy i specjalizacje, by zarabiać 2,5 tys. zł?
Nasze rozmówczynie zgodnie przyznają, że ich wynagrodzenia są niewspółmierne do czasu, który poświęcają na wykonywanie swoich zadań, zaangażowania w pracę z młodzieżą oraz wykształcenie. Jedna z nich – Agata – młoda, bo 29-letnia, nauczycielka wspomagająca opowiada nam o studiach, które ukończyła.
– Skończyłam edukację w zakresie sztuk plastycznych, zdobyłam tytuł magistra o specjalizacji projektowanie graficzne. Dodatkowo ukończyłam studia podyplomowe na kierunku pedagogika specjalna w zakresie oligofrenopedagogiki. Kolejne studia to rewalidacja i edukacja osób ze spektrum autyzmu, w tym z zespołem Aspergera oraz innymi całościowymi zaburzeniami rozwojowymi, a ostatnio ukończyłam studia podyplomowe Trenera Umiejętności Społecznych, a to wszystko, aby mieć dodatkowe godziny ponadwymiarowe w szkole – mówi nauczycielka.
Podkreśla także, że jej praca nie należy do najłatwiejszych. Jako nauczyciel wspomagający wspiera dzieci ze spektrum autyzmu podczas lekcji. A dodatkowo? Lista zadań nauczycieli jest naprawdę spora.
– Przepraszam za ten dość długi monolog, ale muszę nakreślić realia – ostrzega Karolina. – Poza lekcjami nauczyciel ma masę innych obowiązków. Jego czas pracy nie powinien przekraczać 40 godzin, ale w realu jest różnie. Ta pensja jest nieadekwatna do nakładu pracy i wymagań, jakie stoją przed pracownikami. Poza wiedzą z nauczanego przedmiotu nauczyciel musi mieć dobrze rozwinięte umiejętności komunikacyjne, być świetnie zorganizowany, musi mieć „podejście” do uczniów, być kreatywny i umieć zainteresować przedmiotem, śledzić nowinki z zakresu edukacji oraz przepisów prawa oświatowego. To jest praca w ogromnym hałasie, wśród masy bodźców. Jest ona bardzo wyczerpująca psychicznie i emocjonalnie.
Lista nauczycielskich zadań jednak się na tym nie kończy. Oprócz specyficznych obowiązków, które różni nauczyciele mają w zależności od nauczanego przedmiotu, są jeszcze rady pedagogiczne, akademie, zebrania, szkolenia, apele i uroczystości… Kiedy więc na konto wpływa 2500 zł, nauczyciele – mówiąc łagodnie – czują się traktowani niesprawiedliwie.
Nauczycielska pensja nie wystarcza. „Jestem zmuszona pracować w innych miejscach”
Marlenę, która od września tego roku pracuje w oświacie jako szkolny psycholog, pytamy o obecne zarobki. Jej pierwsza reakcja to śmiech.
– Moje wynagrodzenie łącznie oscyluje wokół 2500 zł netto – opowiada. – Pracuję na pół etatu w dwóch szkołach ponadpodstawowych: w jednej to 11 w drugiej 12 godzin, choć czas pracy obejmuje także przygotowywanie zajęć, dokumentację, zebrania, rady pedagogiczne. Często też rodzice wolą spotykać się w godzinach popołudniowych, po swojej pracy. Zmuszona jestem pracować także w innych miejscach, bo pensja nie wystarczyłaby na koszty życia. Pracuję dodatkowo w przedszkolu specjalnym oraz w środowiskowym domu samopomocy. Przyjmuję też prywatnie pacjentów.
Nauczyciele wielokrotnie muszą szukać sobie innych miejsc zatrudnienia. Jedni mówią o korepetycjach, inni o prywatnych zajęciach specjalistycznych czy prowadzeniu własnej działalności. Ale nie wszyscy decydują się na takie rozwiązanie.
– Nie dorabiam sobie, bo brak mi czasu. Mam trójkę dzieci, którymi muszę się zająć – wyznaje Aleksandra.
– Obecnie jestem na urlopie rodzicielskim, na konto wpływa mi więc około 2500 zł (80 proc. pensji). Do pracy dojeżdżam 50 km dziennie, spłacam kredyty, jak prawie każdy. W obecnych czasach moja pensja jest po prostu niska. Nie chcę wywyższać zawodu nauczyciela, ale jestem matką i chcę godnego życia dla mojej rodziny. Uwielbiam to, co robię, pracuję jednak dodatkowo w firmie, by móc się utrzymać. Sumując godziny tablicowe i te przeznaczone na inne zajęcia mój czas pracy wynosi średnio 55-65 godzin w tygodniu – mówi Anna, nauczycielka fizyki.
Brak odpowiednich pensji nie tylko w szkołach publicznych. „Bliscy mi mówią, że znaczę mniej niż niewolnik”
Niskie wynagrodzenia to nie tylko problem szkół publicznych. Warto wspomnieć także o zarobkach nauczycieli akademickich. One również nie są zadowalające. Rozmawiamy z Kingą, która jest magistrem na stanowisku asystenta, w ciągu najbliższych tygodni broni doktorat, zajmuje się pedagogiką.
– Z dodatkiem stażowym na rękę otrzymuję około 2800 zł – mówi. – Raz w roku dostaję wypłacone nadgodziny za cały rok, więc ich realną wartość mocno zżera inflacja. Ta pensja to absurd. Moi znajomi mówią mi czasem, że znaczę mniej od niewolnika, bo niewolnikowi zapewniano przynajmniej dach nad głową i jedzenie. A przy tej pensji może i na to zabraknąć. Utrzymanie się w pojedynkę, szczególnie jeśli ktoś musi wynajmować mieszkanie, graniczy z cudem. Da się przeżyć, ale bez przyjemności takich jak urlop, wyjście na kawę czy nawet porządne buty, czy kurtka na zimę. Przy awarii lodówki czy pralki zaczyna się budżetowa katastrofa. Ja mam dużo szczęścia – mieszkam w odziedziczonym mieszkaniu z partnerem, który dobrze zarabia. Do tego sama pracuję wieczorami, by nieco dorobić.
Mogłoby się wydawać, że na większe zarobki mogą liczyć z kolei nauczyciele w szkołach prywatnych. Jednak odpowiedź na pytanie, czy w rzeczywistości tak jest, brzmi: to zależy. W prywatnym sektorze oświaty nie obowiązuje bowiem Karta Nauczyciela, co może łączyć się z zupełnie odmiennym czasem pracy i innymi wynagrodzeniami. Jak wynika z przytaczanego już raportu Fundacji Evidence Institute, nauczyciele pracujący w szkołach prywatnych wykazywali nawet niższe dochody niż ci, pracujący w szkołach publicznych.
– Zarabiam 5,5 tys. zł brutto – mówi Angelika, która w prywatnej placówce uczy biologii, chemii i nie tylko. – Mam 24 godziny tablicowe, 13 godzin przeznaczonych na tutoring i jedną godzinę rady pedagogicznej. Uważam, że moja pensja jest niewspółmiernie niska w stosunku do wkładanego zaangażowania czasowego, emocjonalnego i organizacyjnego.
Z pensjami nauczycieli jest źle i będzie jeszcze gorzej?
Nauczyciele coraz częściej przestają czekać na zmiany w zakresie pensji i po prostu odchodzą lub decydują się pracować na absolutnym minimum. Niskie pensje przyczyniają się do wzrostu rozgoryczenia i niemocy. Dodatkowa aktywność zawodowa, która podejmowana jest przez pedagogów z pobudek finansowych, doprowadza jedynie do tego, że stają się oni coraz bardziej zmęczeni i zniechęceni.
W ustawie budżetowej ustalona została już kwota bazowa pensji nauczycielskich od stycznia 2023 roku. Ma być ona zwiększona o 443,75 zł i wynosić 3981,55 zł brutto. Jeśli jednak już pokusiliśmy się o spojrzenie w przyszłość na nauczycielskie pensje, warto raz jeszcze zajrzeć do analizy Fundacji Evidence Institute.
– Podwyżki proponowane przez Ministerstwo Edukacji i Nauki nie zatrzymają znaczącego spadku realnych wynagrodzeń nauczycieli względem stycznia 2022 roku. Utrzymanie wynagrodzeń na poziomie tych po podwyżce w maju 2022 roku sprawiłoby, że wynagrodzenia nauczycieli byłyby – po uwzględnieniu inflacji – o 10-12 proc. niższe niż w roku ubiegłym. […] Niższe podwyżki spowodują spadek realnych pensji nauczycieli, a zapewne pogłębią też różnice w stosunku do innych zawodów wykonywanych przez osoby o podobnych kwalifikacjach – twierdzą autorzy analizy.
Dopiero 20-procentowy wzrost, mógłby doprowadzić do tego, że realne zarobki nauczycieli byłyby wyższe o od 5 do 8 procent.
– Mam możliwość pracować jako nauczyciel i spełniać się w tym, co kocham najbardziej dzięki mężowi, który zarabia więcej oraz temu, że w spadku odziedziczyłam mieszkanie. Oczywiście remont i auto spłacamy z kredytu – przyznaje Agata.
A jej koleżanka po fachu, Dobrawa, nauczycielka matematyki i chemii stwierdza:
– Gdyby pensja, którą otrzymuję w szkole, miała być jedynym źródłem moich dochodów, nie zdecydowałabym się na tę pracę, mimo że sprawia mi ona ogromną frajdę – zaznacza nauczycielka.
W szeregach grona pedagogicznego wciąż są więc osoby, które chcą i lubią uczyć. Niektórzy jednak z dnia na dzień z coraz mniejszą pasją podchodzą do swoich obowiązków. I chociaż wielokrotnie walczą w obronie interesów młodych ludzi, coraz częściej zastanawiają się, czy wreszcie znajdzie się ktoś, kto zawalczy o ich godne płace.
- - -
*Imiona niektórych rozmówczyń zostały zmienione na ich życzenie.
** Wynagrodzenia polskich nauczycieli. Porównanie z krajami UE i zarobkami pracowników o podobnych kwalifikacjach autorstwa W. Szymczaka, M. Jakubowskiego i T. Gajderowicza.
*** Eurostat, Schools Teachers in te UE in 2020.