Spis treści
Gdy rodzic angażuje się bardziej niż powinien
Rodzic-helikopter sprawia wrażenie, jakby nie miał swojego, dorosłego życia. W pełni angażuje się w szkolną rzeczywistość dziecka. Przyświeca mu troska, która płynnie zmienia się w męczącą nadgorliwość. O ile duże zaangażowanie rodziców w socjalizację dziecka jest dobrze widziane jeszcze w przedszkolu, a przejawy nadopiekuńczości przyjmowane są ze sporym zrozumieniem, o tyle szkoła powinna stać się przestrzenią dziecka i nauczycieli.
Nie oznacza to oczywiście, że rodzic jest w szkole niemile widziany. Jednak ceni się raczej dobrą współpracę i zdrową aktywność, a nie ingerencję, czy pełen udział w szkolnej rzeczywistości dziecka.
Dzieci przestrzegają zasad, rodzic-helikopter - niekoniecznie
Szkoła, to dobry czas na budowanie samodzielności, odkrywanie swoich mocnych i słabych stron. Testowanie społecznych umiejętności. Dlatego dziecku należy dać przestrzeń. Wspierać, ale nie wyręczać. I z rozgraniczeniem tych ostatnich działań często mają rodzice świeżo upieczonych uczniów podstawówki.

- Niektórzy rodzice zachowują się, jakby to oni rozpoczynali swoją edukację w pierwszej klasie. Rozumiem, że to wielkie przeżycie, przełom dla całej rodziny. I rodzice przeżywają to tym bardziej, jeśli do szkoły poszło pierwsze, albo jedyne dziecko. Z takimi rodzicami-debiutantami mamy nie lada urwanie głowy. Bywa, że z dziećmi dogaduję się doskonale, one w mig łapią zasady panujące w szkole i klasie, a ich rodzice mają z tym większy kłopot - mówi Aleksandra, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej w jednej z warszawskich podstawówek.
Rodzic-helikopter ma problem z respektowaniem cudzych granic. I dotyczy to zarówno nauczycieli, jak i własnego dziecka. Jeśli chodzi o nauczycieli, nadgorliwy rodzic wymaga pełnej uwagi: dopytuje, zajmuje nauczycielom czas na przerwach, dzwoni, pisze smsy, albo inicjuje rozmowy przez internetowe komunikatory.
- Dla nas oczywiście jest ważny kontakt z rodzicami. Dajemy im swoje numery telefonów, tworzymy grupy na Facebooku czy w internetowych komunikatorach. Bo przepływ informacji jest istotny. Szczególnie, że mamy do czynienia z dość małymi dziećmi, które często zapominają, nie wszystko zrozumieją, przekazują czasami niepełne, albo zupełnie zniekształcone informacje. Jednak kontakt powinien mieć jakieś ramy. Wieczorem, w dni wolne powinien dotyczyć spraw ważnych, a nie pytań, na której stronie było zadanie i czy piłka miała być pokolorowana na zielono czy niebiesko, bo Kacperek czy Paulinka nie pamiętają... - dodaje nauczycielka.
- A ja wyciszyłam powiadomienia klasowej podgrupy dla rodziców. Tuż przed Dniem Nauczyciela kilka mam dostało takiego wzmożenia, że komunikator się gotował. Sypały się dziesiątki pomysłów na prezent dla nauczycielki, rozważano czy dla katechetki i pani dyrektor powinny być takie same kwiatki. Prawdziwie burzliwa dyskusja rozwinęła się, gdy doszło do wyboru słodyczy do rogów obfitości, jakie pierwszaki dostaną przy okazji pasowania na ucznia - mówi Izabela, mama bliźniaków, które we wrześniu rozpoczęły naukę w 1 klasie.
Szanuj dziecięce granice. Nie ośmieszaj!
Jeśli chodzi o granice dziecka - tu też trzeba być świadomym i uważnym. Siedmiolatek, który rozpoczął przygodę ze szkołą, chce się dobrze odnaleźć w grupie rówieśniczej. Tymczasem nadopiekuńczy, nadgorliwy rodzic może zaburzać budowę koleżeńskich relacji, a nawet nieświadomie ośmieszać dziecko. Może też prowokować sytuacje, w których dziecko może być wytykane palcami, a nawet zostać wykluczone z grupy. Przede wszystkim hamuje rozwój samodzielności i dojrzewanie dziecka.

Na problem emocjonalnego "sklejenia" rodzica z dzieckiem zwraca uwagę Justyna Leszka, pedagog specjalny, która pracuje z dziećmi w spektrum autyzmu i pod szyldem Fundacji „Nowa nadzieja” prowadzi bezpłatne konsultacje dla rodziców, którzy mają wątpliwości lub obawy związane z rozwojem dziecka.
- Podczas jednej z konsultacji, słyszałam z ust mamy takie komunikaty: "nie zrobiliśmy zadania, nie ogarniamy jeszcze zakładania butów, mamy problem z kupką". Po tej ostatniej wypowiedzi zapytałam matkę: "Rozumiem, że ma Pani zaparcia?". I to pytanie wprawiło moją rozmówczynię w osłupienie. Nie miała świadomości w jakiej formie się wypowiada, a rzecz dotyczyła przecież nie dorosłej kobiety, a jej 6-letniego syna. Rodzice, i najczęściej są to matki, nie pozwalają swoim dzieciom na wykształcenie autonomii. Problem jest z pozoru drobny, ale upośledza całe rzesze dzieciaków i rzutuje na ich dorosłe życie - mówi Justyna Leszka.
Córka powinna dostać nagrodę, piątkę, pochwałę...
- Rodzic-helikopter to zmora nauczycieli - przyznaje Agnieszka, nauczycielka plastyki i wychowawczyni w klasach I-III. Dlaczego? Taki rodzic przy okazji kontrolowania i monitowania osiągnięć dziecka powoduje, że jego wychowawca też czuje się kontrolowany.

- To typ rodzica, który własnemu dziecku strzela w stopę w kontekście samodzielności i podejmowania wyborów. Według mnie to kolejna forma nadopiekuńczości, która krzywdzi dziecko. Z takich przykładów szkolnych - można je wymieniać bez końca - to wykłócanie się o oceny, odbieranie dziecku możliwości samodzielnego rozwiązywania konfliktów koleżeńskich, wyręczanie w różnych zadaniach. Mnie osobiście trafiła się taka mama, która próbowała wpłynąć na jury w konkursie plastycznym. Mama, która, o zgrozo, jest nauczycielką, przyniosła pracę swojej córki i sugerowała, że dziewczynka z pewnością zasługuje na nagrodę. Podobnie było w konkursie muzycznym - mama oburzeniem zareagowała na brak nagrody. "Kasia nie będzie brała udziału w waszych konkursach, bo nigdy nic u was nie wygrała" - odgrażała się jurorom. Problem w tym, że Kasia była przemiłym, choć średnio utalentowanym dzieckiem, ale jej mamie brakowało obiektywizmu i zdrowego dystansu w podejściu do własnego dziecka - mówi Agnieszka.
Obawiam się, że takie dziecko, które jest wbijane w nadmierne ambicje, w przyszłości dostrzeże, że otoczenie patrzy na nie nieco inaczej niż mama. A taki rozdźwięk może zaowocować kompletnym pogubieniem, wycofaniem z aktywności czy nawet depresją - ostrzega wychowawczyni.
Rodzic-helikopter nie tylko usiłuje wyręczać dziecko, usuwać z jego drogi jakiekolwiek przeszkody, czy angażuje się w życie klasy i szkoły, aby synowi czy córce "przetrzeć szlaki". Bardzo często taki rodzic ma potrzebę nadmiernej kontroli. Współczesna technika ułatwia nadgorliwym rodzicom takie praktyki. Rodzic-helikopter uważnie śledzi dziennik elektroniczny, ale także za pomocą aplikacji w smartfonie czy zegarku śledzi lokalizację dziecka. Dopóki takie działania podyktowane są zdrowym zainteresowaniem postępami szkolnymi dziecka, czy troską o jego bezpieczeństwo - wszystko jest w porządku. Jednak granica, za którą rodzicom "włącza się śmigło" - jest płynna.
- Warto więc zachować zdrowy rozsądek i umiar. A czasami zadać sobie pytanie i uczciwie odpowiedzieć: czy nie przekraczamy granicy troski, opiekuńczości i zaangażowania, i czy nie wstępujemy w szeregi uciążliwych i potencjalnie szkodliwych "rodziców-helikopterów" - podkreśla Justyna Leszka, pedagog specjalny.
iPolitycznie - Czy słowa Stefańczuka o Wołyniu to przełom?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?