Skandaliczne traktowanie nauczycieli. Polska szkoła to pole walki?

Magdalena Ignaciuk
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Ból brzucha, łzy, drżenie rąk, nadmierna potliwość. Czy to opis jakiejś choroby? Nie, to normalny dzień polskiego nauczyciela. Dopóki nie zaczęłam pracy w szkole, nie miałam pojęcia o tym, jak powszechny w polskich szkołach jest mobbing. Nauczyciele, których to dotyczy, zwykle boją się mówić. Dziś podzielili się ze mną swoimi historiami. Niektóre sprawiają, że włos jeży się na głowie. Zobaczcie, co naprawdę dzieje się w polskich szkołach.

Spis treści

Wielu nauczycieli doświadcza mobbingu

Historie sprzed lat wciąż wywołują znajome emocje. Temat niezwykle trudny i delikatny. Rzadko zgłaszany do sądu. Wbrew pozorom mobbing to nie tylko relacja dyrektor-nauczyciel. Mobbingu nauczyciele doświadczają ze strony kadry niepedagogicznej, pań sprzątających, sekretarek, a także innych nauczycieli, pedagogów, psychologów szkolnych, wszystkich tych, którzy zebrali się w szkole po to, by czynić dobro i wspierać rozwój młodych ludzi. Przy okazji niszczą dorosłych, którzy mieli nieszczęście pojawić się na ich drodze.

Nikogo nie zdziwi, gdy powiem, że historie będą anonimowe. Nawet po latach nauczyciele po prostu się boją i nie chcą stawać oko w oko ze swoim prześladowcą. Zacznijmy od definicji mobbingu:

Mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko niemu, które polegają na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu go. Mobbing występuje, gdy działania te lub zachowania wywołują u pracownika zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodują lub mają na celu jego poniżenie lub ośmieszenie, a także izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników – podaje definicję biznes.gov.pl.

Okazuje się, że w polskich szkołach doświadcza go więcej osób, niż możemy sobie wyobrazić.

Przeczytaj też: Jak poradzić sobie z mobbingiem wśród nauczycieli? Rozmowa z psychologiem o częstym problemie oświaty

Nie wiedziałam, że stosowano wobec mnie mobbing

Pani Jolanta pracowała w zerówce. Rozmowę ze mną rozpoczyna słowami: „do dziś czuję stres, gdy myślę o tamtych wydarzeniach”. Praca w tej placówce była na tyle specyficzna, że kilku nauczycieli pracowało z jedną grupą, musieli współpracować ze sobą, wymieniać się informacjami na temat tego, co zostało omówione na zajęciach, co się działo z dziećmi, jakie działania zostaną jeszcze przeprowadzone. Pani Jolanta nie była o tym informowana. Pozostali nauczyciele nie przekazywali jej informacji istotnych dla rodziców, przez co w ich oczach wyglądała na niekompetentną i niezaangażowaną.

– Często było tak, że ustalaliśmy, że ktoś zajmuje się danym tematem, ja przygotowywałam się do zajęć, by potem zorientować się, że inna osoba zrealizowała ten plan – mówi nauczycielka. Przeprowadzałam ciekawe zajęcia z uczniami, by potem na stronie internetowej zobaczyć zdjęcia ze swoich zajęć pod nazwiskiem innej nauczycielki.

Trudności z komunikacją były ogromne. Ustalenie jakichkolwiek wspólnych działań z okazji różnych świąt ważnych dla dzieci było niemal niemożliwe. Np. zaplanowano festyn, o którym nie poinformowano nauczycielki. Oczywiście miała brać w nim aktywny udział. Ostatecznie to pani Jolanta była traktowana jako osoba nieprzystępna, tworząca problemy. Niewłaściwe komentarze padały również w stosunku do uczniów, którym mówiono, że pani Jolanta nie pracuje dobrze, nie interesuje się nimi, nie opiekuje się, jak należy. Nauczycielka wiedziała już, że nie przedłuży umowy z tą szkołą i w maju, gdy rozpoczyna się ruch kadrowy, poinformowała dyrektora szkoły o swoich planach.

– Wiedziałam, że nie mogę zostać w tej szkole. Wchodziłam do pracy z płaczem i wychodziłam z płaczem. Byłam kłębkiem nerwów. Nie tylko przeciwko mnie się zwracano. Dyrektor szkoły otwarcie powiedział, żeby nie pomagać jednemu z nauczycieli. Omawiał na forum również pracę innych, źle wykonujących swoje obowiązki jego zdaniem, osób.

Pani Jolanta pracę zmieniła. Potem zaczęły się groźby zwolnieniem dyscyplinarnym ze strony dyrektora, który nie chciał wydać świadectwa pracy i znajdował przeróżne przeszkody, choć żaden stosunek pracy już ich nie wiązał. Skorzystanie z podpowiedzi prawnika pomogło. Pani Jolanta otrzymała niezbędne dokumenty i rozstała się z placówką, z którą nie ma dobrych wspomnień.

– Nie wiedziałam, że w tej szkole jest coś nie tak. Myślałam, że to ja coś źle robię, że jestem złym pracownikiem, a inni próbują mi pomóc. Dopiero nowa koleżanka w następnej szkole uświadomiła mnie, że stosowano wobec mnie regularny mobbing. Widziała, że jestem podenerwowana, niepewna swoich umiejętności i zapytała mnie, o co chodzi – podsumowuje nauczycielka.

Jak zakończyła się ta historia? Pani Jolanta ostatecznie otrzymała swoje dokumenty, dyrektor nie miał powodu, by zwolnić ją dyscyplinarnie. Sprawa nie trafiła do sądu. Obecnie jest doceniana w innej szkole.

„Praca w szkole nie jest dla mnie”

Pani Magda rozpoczęła pracę w szkole jeszcze w czasie studiów magisterskich. Z radością poszła na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną i dostała pracę.

– Czułam się, jakbym złapała pana Boga za nogi. Spełnienie marzeń. Kara przyszła szybko. Nie wiem, czy nie w pierwszym miesiącu pracy – wspomina nauczycielka.

Zaczęło się niewinnym pomaganiem starszej, bardziej doświadczonej nauczycielki. Wchodzenie do sali w czasie lekcji, podsłuchiwanie prowadzonych lekcji, wypytywanie uczniów o nauczycielkę i tony dobrych rad.

– Początkowo przyjmowałam pomoc z wdzięcznością, choć nie była to moja opiekunka stażu, która miała mnie wspierać w procesie wdrażania się w zawód nauczyciela. Potem zaczęłam nasłuchiwać, czy ktoś stoi pod drzwiami, a gdy widziałam tę kobietę, cała drżałam.

Współpracownica obserwowała panią Magdę podczas dyżurów na przerwach, negowała każdą decyzję młodej nauczycielki, komentowała sposób pracy. Wszystko za przyzwoleniem dyrektora szkoły, który oficjalnie poinformował, że zgadza się na takie praktyki.

– Odeszłam z tej szkoły przy pierwszej okazji. Wracałam do domu z bólem brzucha, z płaczem. Uważałam, że nie nadaję się do pracy w szkole. Dopiero w następnym miejscu zobaczyłam, że atmosfera może być dobra, a nauczyciele mogą być sobie życzliwi. Nadal natomiast, gdy myślę o tamtej szkole, mam na plecach ciarki. Dziś na pewno zareagowałabym inaczej, ale wtedy byłam zbyt młoda i zbyt przestraszona, by zareagować – podsumowuje nauczycielka.

Ta sprawa również nie skończyła się w sądzie. Nauczycielka ze strachem i z poczuciem porażki odeszła ze szkoły. Co ciekawe, otrzymała wsparcie od rodziców uczniów, których uczyła i którzy byli rozczarowani jej zniknięciem.

„Ze łzami w oczach złożyłam wypowiedzenie”

– Przez siedem lat mobbingowała mnie koleżanka, inna nauczycielka – rozpoczyna swoją opowieść pani Katarzyna. – Uczyłyśmy tego samego przedmiotu. Jej celem było zdyskredytowanie mnie w oczach uczniów, rodziców, innych nauczycieli, pokazanie, że moja praca jest niczym – dodaje.

Telefony, wiadomości z informacjami o popełnionych przez panią Katarzynę błędach, proszenie uczniów o nagrywanie lekcji, wypisywanie do uczniów z prośbą o informowanie, co właśnie dzieje się na zajęciach – to wszystko działo się w szkole, w której pracowała pani Kasia.

– Podważała moją wiedzę, mówiła uczniom, żeby ze mną nie rozmawiali, sama przyzwalając na ich niewłaściwe zachowanie, by im się przypodobać. Plotkowała na mój temat do innych nauczycieli, do dyrekcji. Wraz z wicedyrektorem wpływała na zmiany w moim planie lekcji – wylicza pani Katarzyna. Cały czas sprawdzałam, czy nie mam żadnych zmian w planie, żeby nie okazało się, że nie stawiłam się w pracy. Nie mogłam zaplanować niczego.

Sprawa została zgłoszona do dyrekcji, zatem sprawa powinna zostać wyjaśniona, a winni ukarani. Dyrektor szkoły nie uwierzył jednak w słowa pani Katarzyny. Nie oczekiwał również żadnych dowodów, które pani Katarzyna miała.

– Moje osiągnięcia nie były oceniane obiektywnie. Nie otrzymywałam dodatku motywacyjnego, nagród dyrektora. Moje osiągnięcia były przypisywane innym osobom.

Drobne złośliwości takie jak planowanie każdej lekcji w innej sali stały się codziennością. Uczniowie przychodzili do pani Katarzyny z informacjami na temat tego, co o niej usłyszeli od innych osób.

– Od psychologa, usłyszałam, że mam traumę jak żołnierz na poligonie, że tylko psychiatra, terapia i leki mi pomogą. Wzięłam kilka tabletek, zaczęłam w końcu jeść (schudłam 17 kg) nie mogłam nic jeść, tygodniami piłam tylko ciepłą wodę, bo tak mnie żołądek bolał i całe ciało, w domu tylko spałam ze stresu.

Pani Katarzyna w końcu się poddała. Odeszła z tej szkoły.

W wakacje, gdy już powiedziałam, że odchodzę, zadzwoniono do mnie, żebym zabrała swoje rzeczy z sali, weszłam, a wszystkie moje rzeczy popakowane w worki od śmieci, czarne worki... To był bardzo przykry widok – dodaje nauczycielka.

Dziś jest doceniana w innej szkole.

Kontrola najwyższą formą zaufania?

Pani Małgorzata przesłała nam wiadomość, w której opowiada o swojej szkole:

– Dyrektor oraz wicedyrektorzy w mojej szkole są tzw. nauczycielami wspomagającymi. Jest to nieetyczne i wywołuje ogromny stres wśród nauczycieli. Po lekcjach z dyrektorem, jako nauczycielem wspomagającym, otrzymywałam krytyczne informacje odnośnie sposobu prowadzenia lekcji oraz środków dydaktycznych zastosowanych na lekcji, że źle stoję przy tablicy albo że za dużo mówię. Uwagi nie dotyczyły pracy z dzieckiem z orzeczeniem. Nigdy nie było skarg ze strony rodziców lub uczniów na mnie.

Hospitacja na każdej lekcji brzmi jak scenariusz horroru. Czy ta sprawa ma szczęśliwe zakończenie? Niekoniecznie.

– Poprosiłam o pomoc przewodniczącą mojego związku zawodowego w szkole. Dyrektor zaprzestał komentarzy, jednak ogromny stres spowodowany obecnością dyrekcji na lekcjach spowodował u mnie problemy ze snem, spadek odporności oraz inne objawy somatyczne. Boję się, co będzie w przyszłym roku szkolnym – dodaje nauczycielka.

Pracownicy administracyjni nie są bez winy

Jeśli ktoś myśli, że mobberami są wyłącznie nauczyciele lub dyrektorzy, bardzo się myli. Wielu mobberów to pracownicy administracyjni. Czasem to panie sprzątające, czasem sekretarz szkoły, pracownik gospodarczy, księgowa.

– Gdy przyszłam do kantorka pań woźnych pod flamastry, usłyszałam, że za dużo ich zużywam i chyba trochę przesadzam – przypomina sobie pani Karolina.

– Pani woźna zwróciła mi uwagę, że mam nie organizować dzieciom zajęć, które powodują bałagan, bo ona tego sprzątać nie będzie i mam zostać po godzinach, jak mi się nudzi – opowiada pani Klara.

Panią Martę pani sprzątająca pouczała o tym, co powinna robić z uczniami i dlaczego nie należy rysować kredą po chodniku.
Mobbingu ze strony sekretarza szkoły doznawała nasza czytelniczka, pani Anna, która przesłała mi swoją historię:

Ta historia może wydawać się błaha, a może nawet zabawna, ale mobbing nie zawsze jest krzykliwym nadużyciem. O wiele częściej przybiera formę drobnych złośliwostek, przed którymi chyba nawet trudniej się bronić, a które skutecznie potrafią obrzydzić człowiekowi pracę. W mojej szkole nauczycieli mobbingowała... sekretarka. Jednym z jej obowiązków była obsługa kserokopiarki, która stała w sekretariacie. Sekretarka celowo utrudniała niektórym nauczycielom możliwość wykonania kopii, narzucając absurdalne terminy składania materiałów, np. tylko do godziny 10.00 albo z trzydniowym wyprzedzeniem – opowiada nauczycielka. Te niepisane reguły zmieniały się w zależności od humoru i interesanta. Utrudniało to wykonywanie obowiązków. Nieraz zdarzyło mi się nie móc zrealizować sprawdzianów. O spontanicznym powieleniu materiałów np. na nieplanowane zastępstwo też można było zapomnieć. Podobnie było z wydzielaniem flamastrów do tablicy, które poddawała ścisłemu zarachowaniu, nie przyjmując do wiadomości, że czasem pisze się na tablicy więcej, czasem mniej. Co więcej, sekretarka wkraczała na lekcje i protekcjonalnym tonem „prosiła na chwilę” nauczyciela, rzucając przy tym – „okna otwórzcie, bo tu śmierdzi” lub zwracając dzieciom uwagę na niestosowne wg niej zachowanie. To wchodzenie w kompetencje nauczyciela miało podkreślać jego nieudolność. Ponadto plotkowała, oceniała ubiór, nie odpowiadała zapytana. Kontakty z nią były tym bardziej stresujące, że przyjaźniła się z dyrekcją i nigdy nie traciła okazji do obmówienia nielubianych nauczycieli. Reasumując – plotki, szyderstwa, podważanie autorytetu przy uczniach, złośliwe utrudnianie lub uniemożliwianie wykonywania obowiązków, a przede wszystkim nieustanne ocenianie i pragnienie manifestowania swojej wyższości – były po prostu upokarzające i negatywnie wpływały na atmosferę w zespole .

Nauczycieli z takimi historiami są w Polsce tysiące. Większość z nich nie zgłasza nikomu takiego traktowania. Niskie poczucie własnej wartości i brak wiary we własne umiejętności często towarzyszą mobbingowanym nauczycielom. W wielu przypadkach mobbingowani są nauczyciele dyplomowani, osoby, które są specjalistami w swoim fachu, które przeszły całą ścieżkę awansu zawodowego. Nie dotyczy to zatem wyłącznie młodych osób, które dopiero uczą się pracy w szkole.

Powiedz nam, co o tym myślisz i zostaw komentarz.
Szanujemy każde zdanie i zachęcamy do dyskusji. Pamiętaj tylko, żeby nikogo nie obrażać!

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Edukacji codziennie. Obserwuj StrefaEdukacji.pl!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na strefaedukacji.pl Strefa Edukacji