"To wynik trudnych negocjacji". Mariusz Dzieciątko o zmianach w zakresie nauczania domowego i historii edukacji domowej w Polsce

Magdalena Konczal
O historii ED w Polsce, zmianach w zakresie edukacji domowej oraz negocjacjach z MEiN rozmawiamy z doktorem Mariuszem Dzieciątkiem.
O historii ED w Polsce, zmianach w zakresie edukacji domowej oraz negocjacjach z MEiN rozmawiamy z doktorem Mariuszem Dzieciątkiem. Archiwum prywatne dra Mariusza Dzieciątka
Częściowa rejonizacja, zapisy w terminie 1 lipca - 21 września oraz brak egzaminów online. Takie zmiany zajdą w zakresie edukacji domowej, jeśli nowelizacja ustawy o prawie oświatowym (tzw. Lex Czarnek 2.0.) wejdzie w życie. Nowe przepisy wzbudzają dużo skrajnych emocji. Dr Mariusz Dzieciątko – Prezes Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie i prekursor ED w Polsce – opowiedział nam o tym, jak wyglądały początki nauczania domowego na rodzimym gruncie oraz czy reformy w zakresie edukacji domowej są potrzebne.

Jak to się stało, że zainteresował się Pan tematem edukacji domowej aż szesnaście lat temu, gdy taka forma nauki nie była jeszcze znana w Polsce?
Tak naprawdę wszystko zaczęło się od potrzeby. Mam troje dzieci, dwóch synów i jedną córkę. Problem pojawił się w momencie, gdy nasz średni syn, który jest wcześniakiem, miał pójść do zerówki. Już w pierwszym miesiącu zauważyliśmy bardzo niepokojące objawy, związane z jego funkcjonowaniem w rzeczywistości szkolnej, m.in. syn zaczął się jąkać. Szukaliśmy więc jakiegoś sposobu, żeby mu pomóc. Jednocześnie zależało nam na tym, by nie był do tyłu, jeżeli chodzi o tę część edukacyjną.

Znajomi, którzy z kolei znali osoby ze Stanów Zjednoczonych, uczące swoje dzieci w domu, powiedzieli nam, żeby sprawdzić, czy w Polsce taka forma nauki też jest możliwa. Usiadłem do internetu, żeby poszukać, czym w ogóle jest edukacja domowa, jak wygląda i czy w Polsce da się uczyć w takim trybie. Tak zaczęła się nasza historia.

Napotkaliście Państwo jakieś trudności?
Tak, nasze początki nie były proste, bo wówczas obowiązywała ścisła rejonizacja. Zgodę można było uzyskać wyłącznie w publicznej szkole rejonowej, a dyrektorka z naszej placówki nie za bardzo chciała zgodzić się na taką formę nauki. Ostatecznie skończyliśmy w sądach, nawet w Sądzie Najwyższym, walcząc o edukację naszego dziecka, a w międzyczasie założyliśmy Stowarzyszenie Edukacji w Rodzinie. Mniej więcej półtora roku od założenia stowarzyszenia udało się doprowadzić do zmiany ustawy, która m.in. znosiła rejonizację i to, tak myślę, pomogło w zakresie rozwoju edukacji domowej w Polsce.

Wspomniał Pan o rejonizacji, ale chciałam jeszcze dopytać jak wówczas, gdy Pana syn przechodził na ten tryb nauki, wyglądał stan prawny, jeżeli chodzi o nauczanie domowe?
W 2006 roku był wymóg egzaminów klasyfikacyjnych w takiej samej formie jak obecnie, czyli pisemnych i ustnych. Nie było wówczas wymogu badań z poradni psychologiczno-pedagogicznej. Natomiast funkcjonowała dość ścisła rejonizacja, zgodę na edukację domową można było uzyskać jedynie w publicznej szkole rejonowej.

Myślę, że to była największa przeszkoda, która uniemożliwiała rozwój edukacji domowej, bo w zależności od tego, na jakiego dyrektora się trafiło, to albo się udawało taką zgodę uzyskać, albo nie. Wówczas tak naprawdę panowała uznaniowość, nie było do końca pewne, czy ta zgoda na edukację domową podlega ścieżce administracyjnej, czy też nie.

I pewnie nie funkcjonowały wówczas szkoły przyjazne edukacji domowej…
W zasadzie funkcjonowała tylko jedna, warszawska, która miała kilkoro dzieci w edukacji domowej. Natomiast mówimy o szkole niepublicznej, w związku z tym przy ówczesnym stanie prawnym trudno było uzyskać zgodę na taki tryb nauczania. Nie funkcjonowały więc szkoły przyjazne edukacji domowej, ale też mniej dzieci w Polsce uczyło się w ten sposób. W związku z tym środowisko się dobrze znało, bo rodzin w edukacji domowej było w Polsce zaledwie kilkanaście.

W środowisku edukacji domowej musiał więc panować zupełnie inny klimat niż obecnie.
Tak, zupełnie inny.

Założył Pan Stowarzyszenie Edukacji w Rodzinie, które miało za zadanie upowszechniać pozaszkolne realizacje obowiązku nauki. W jaki sposób na początku, a jak teraz wspieraliście Państwo i wspieracie rodziców, którzy chcą, by ich dzieci uczyły się w ramach edukacji domowej?
Nasze początki dotyczyły trzech kierunków działań. Pierwszy z nich związany był z prawodawstwem i działaniami na rzecz zmiany ustawy. Z rodzin, które zakładały stowarzyszenie, żadna nie miała jakichś specjalnych doświadczeń, jeśli chodzi o politykę czy stanowienie prawa. My wszystkiego musieliśmy się nauczyć od zera: jak działa proces legislacyjny, jak docierać do posłów, z kim i jak rozmawiać, co się dzieje w pierwszym czy drugim czytaniu w Sejmie. To była olbrzymia praca do wykonania, której nie dało się zdobyć, czytając podręcznik, sami musieliśmy zebrać własne doświadczenia.

Drugi kierunek polegał na współpracy z mediami. Chcieliśmy, by jak najwięcej rodzin w Polsce mogło dowiedzieć się, że w ogóle istnieje taka alternatywa, że dziecko niekoniecznie musi chodzić od szkoły, by uczyć się skutecznie. Ten kierunek także zajmował nam dużo czasu.

Trzeci kierunek działań dotyczył spotkań. Dwa razy do roku robiliśmy zloty edukacji domowej, po to, żeby wymieniać się doświadczeniami, mówić o różnych trudnościach i tym, jak sobie z nimi radzimy. Nazywaliśmy to ładowaniem baterii na kolejne pół roku, bo niezwykle cenne było dla nas słuchanie o różnych pomysłach innych rodzin i wymienianie się doświadczeniami. Organizowaliśmy takie wydarzenia przez szereg lat, później tę rolę przejęły szkoły przyjazne edukacji domowej, które organizowały zjazdy już bezpośrednio dla swojej społeczności szkolnej.

Czyli z jednej strony dbaliście Państwo o tę społeczność, która już się wytworzyła, a z drugiej staraliście się docierać do osób, które mogłyby być zainteresowane takim trybem nauki.
Oprócz tego pojawiły się też aspekty współpracy międzynarodowej. Poznaliśmy środowisko edukacji domowej zarówno w Europie, jak i na całym świecie. Później odbyła się pierwsza konferencja globalna edukacji domowej – w Berlinie. W tych działaniach ogólnoświatowych również jako stowarzyszenie braliśmy aktywny udział. Z kolei w tym roku, w październiku, odbyło się spotkanie europejskie w Paryżu. W nim również brałem udział.

Co Państwu się udało wywalczyć w zakresie edukacji domowej w ciągu minionych lat?
Co udało się wywalczyć, to jedno, a czemu udało się zapobiec, to drugie. Tak jak wspomniałem, zaczęło się od tego, że w 2009 roku pozbyliśmy się rejonizacji, która, tak mi się wydaje, była największą przeszkodą dla rozwoju edukacji domowej. Po kilku latach od tego wydarzenia nauczanie domowe zaczęło się w Polsce rozwijać lawinowo, przybywało coraz więcej dzieci na ED.

A później pojawiły się czarne chmury, czyli 2016 rok. Nie wiedzieliśmy, czy w ogóle edukacja domowa będzie mogła funkcjonować w Polsce. Zapędy były dość znaczne, jeżeli chodzi o ograniczenia. Części z nich udało się zapobiec m.in. temu, by drastycznie obniżyć kwotę subwencji na edukację domową.

Propozycja ze strony samorządów, która wówczas leżała na stole to była subwencja na poziomie 0,2 tzw. standardu A, natomiast udało się wtedy obronić wartość 0,6, która po kilku latach została przywrócona do wartości 0,8.

Obecnie znów pojawił się pomysł, by zmienić przepisy w zakresie edukacji domowej.
To kolejne czarne chmury nad edukacją domową i próba ograniczenia prawa do decydowania o edukacji swoich dzieci z daleko idącymi ograniczeniami, które moim zdaniem mogłyby doprowadzić do likwidacji edukacji domowej w Polsce.

Ustawione zostały priorytety negocjacyjne, powiedzieliśmy, na czym nam najbardziej zależy, jeżeli chodzi o środowisko ED i udało się zapobiec wprowadzeniu tych najbardziej dotkliwych zmian. Nie można powiedzieć, że jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, co udało się uzyskać, ale przynajmniej te najbardziej drastyczne reformy nie zostaną wprowadzone.

Od rzecznika prasowego MEiN dostałam informację, że proponowane zmiany są uzgodnione ze środowiskiem edukacji domowej. Po dopytaniu, z jaką dokładnie instytucją rozmawiali przedstawiciele ministerstwa padła nazwa: Stowarzyszenie Edukacji w Rodzinie oraz Pana nazwisko. Czy mógłby Pan coś więcej powiedzieć na temat rozmów z ministrem edukacji na temat proponowanych zmian?

To co pozostało po pierwotnym projekcie, jest wynikiem trudnych negocjacji. Ministerstwo było zdeterminowane, aby wprowadzić komplet zmian. Na szczęście w wyniku rozmów udało się przekonać Ministra do rezygnacji z części zapisów lub ich korekty. Dużą pomocą było tu wsparcie posła B. Wróblewskiego. Czasu na przygotowanie do negocjacji było bardzo mało. Priorytety negocjacyjne były skonsultowane z szeregiem dużych szkół edukacji domowej, także z tą największą, oraz organizacjami pozarządowymi związanymi z ED.

Ostatecznie stanęło na tym, że rejonizacja ma pozostać, ale w nieco okrojonej formie. Dziecko będzie mogło być zapisane do szkoły, znajdującej się na terenie zamieszkanego przez niego województwa lub województwa sąsiadującego. Myśli Pan, że to jest dobre rozwiązanie?
To jest bardzo dziwny pomysł. Szczerze mówiąc, nawet o czymś takim nie myślałem, ta propozycja padła ze strony ministerstwa. Ja chciałem, żeby rejonizacja, jeśli już by miała być, obowiązywała na terytorium Polski. Głównym problemem, który urzędnicy i ministerstwo poruszali, jest sytuacja dzieci z zagranicy, które nie mogą być finansowane z polskiej subwencji, natomiast podobno nie można było tego zapisać w inny sposób. To już pewnie wchodzi w kompetencje prawników. Natomiast powstało takie nietypowe rozwiązanie. Mam nadzieję, że za jakiś czas uda się je znów zmienić.

Jeśli te przepisy faktycznie weszłyby w życie, to dzieci mieszkające za granicą nie mogłyby formalnie być zapisane na edukację domową?
Tak było zawsze, tu się nic nie zmienia, dlatego że za granicą funkcjonuje Polonia i kto inny finansuje edukację dzieci polonijnych. To jest zadanie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z innego budżetu pochodzą więc pieniądze. Natomiast dzieci, które mieszkają poza Polską, nie mogą być finansowane z subwencji. Oczywiście ja przedstawiam teraz sposób, w jaki na to zagadnienie patrzą urzędnicy, a czy takie rozwiązanie jest dobre, to zupełnie inny temat. Ja bym bardzo chciał, żeby dzieci polonijne miały dostęp do edukacji domowej i żeby mogły mieć więź z Polską i z językiem.

Czyli dotychczas dzieci, mieszkające za granicą wciąż nie mogły uczyć się w trybie edukacji domowej?
Z punktu widzenia prawa, tak.

A praktycznie?
Jak Pani dobrze wie, Polak potrafi. W Polsce nie ma w tej chwili obowiązku meldunkowego. Weryfikacja miejsca zamieszkania odbywa się na podstawie oświadczenia. To jest więc kwestia ewentualnej kontroli takich oświadczeń.

Sporo emocji wzbudził też zapis dotyczący braku egzaminów klasyfikacyjnych w formie online. Czy według Pana takie rozwiązanie utrudni sposób uczenia się, czy raczej pozwoli na uporządkowanie kwestii formalnych związanych z egzaminami klasyfikacyjnymi?
W 2016 roku przy ministerstwie edukacji powstała grupa robocza, która rozmawiała z ministrem o edukacji domowej. Wówczas byłem przewodniczącym tej grupy i starałem się ministerstwo zainteresować tematem, dotyczącym wypracowania standardów w zakresie egzaminów zdalnych.

Ale wtedy ministerstwo niespecjalnie było zainteresowane tym tematem. Natomiast wiadome było, że egzaminy zdalne w tamtym czasie nie mogły funkcjonować. I oczywiście przyszedł okres pandemii, pojawiło się rozporządzenie regulujące funkcjonowanie szkół w tym czasie, a wraz z nim możliwość zdawania egzaminów online w edukacji domowej. Jednak to rozporządzenie straciło swoją moc.

Czyli obecnie egzaminy klasyfikacyjne również nie mogą odbywać się w formie zdalnej?
Jest oficjalna wykładnia Ministerstwa Edukacji i Nauki z końca maja 2021 roku, w której wyraźnie dyrektor departamentu kształcenia ogólnego, Pani Katarzyna Koszewska napisała, że egzaminy muszą się odbywać w formie stacjonarnej. A więc z punktu widzenia prawnego i tego, jak ministerstwo patrzyło na egzaminy, możliwość egzaminów zdalnych skończyła się wraz z okresem pandemii.

Znając tę wykładnię, zapis o braku egzaminów online trochę dziwi, bo skoro ta kwestia była jasna już rok temu, to nie wiem, po co ponownie go zamieszczać. Może jako pewnego rodzaju uszczegółowienie czy wyjaśnienie? Może chodziło o kwestie interpretacyjne? Trudno mi powiedzieć, dlaczego to zostało tak jednoznacznie wpisane w ustawie.

Zresztą miejscem lepszym do zapisywanie czegokolwiek związanego z egzaminami jest rozporządzenie, które dotyczy egzaminów klasyfikacyjnych, a nie ustawa. Zapisanie tego w ustawie i to jeszcze dokładnie w art. 37, czyli dotyczącym edukacji domowej jest trochę dziwne, dlatego że wówczas rozwiązanie dotyczy tylko i wyłącznie dzieci związanych z edukacją domową, a nie wszystkich uczniów.

W nowelizacji ustawy znalazł się jeszcze jeden zapis. Chodzi o ograniczony czas składania wniosków o edukację domową. Obecnie można je składać w dowolnym momencie roku. Jeśli nowe przepisy wejdą w życie, będzie to możliwe od 1 lipca do 21 września. Z jednej strony podkreśla się, że jest to wyjście naprzeciw samorządom, które muszą sobie zaplanować wydatki, a z drugiej strony mówi się o utrudnieniu przechodzenia na edukację domową.

To jest zapis, który na pewno nie jest przydatny rodzicom. Natomiast jest on zdecydowanie potrzebny samorządom. Właśnie ze względu na – moim zdaniem – źle funkcjonujące finansowanie oświaty. W tym zakresie mamy kilka problemów. Odkąd pamiętam, ten temat wciąż jest podnoszony przez różne strony, ale na razie nic się nie zmieniło.

Problem polega na tym, że rok budżetowy nie pokrywa się z rokiem szkolnym, bo ten pierwszy jest od stycznia do końca grudnia, a szkolny mamy od 1 września do końca sierpnia. W związku z tym samorządy muszą z pewnym wyprzedzeniem planować liczbę uczniów w szkołach.

Jeżeli są ruchy dzieci między szkołami, a szczególnie między gminami, to pojawia się też problem finansowy, czyli po prostu gmina, do której przybywa dzieci, nie ma na nie zapewnionych środków z budżetu. W związku z tym samorządy muszą pokrywać te pieniądze z własnej kieszeni. Natomiast, z tego co się orientuję, jest to wyrównywane, ale z opóźnieniem, czyli w kolejnym roku kalendarzowym.

Z punktu widzenia rodzin związanych z edukacją domową można mówić o ograniczeniu czy utrudnieniu. Natomiast potrzebna jest zmiana, jeżeli chodzi o sposób finansowania oświaty i myślę, że gdyby tak się stało, ten zapis nie miałby żadnego sensu i uzasadnienia.

Jak ocenia Pan – jako osoba zajmująca się wiele lat edukacją domową – zmiany zawarte w projekcie poselskim?
Najlepiej, gdyby zostało tak, jak jest. Wydaje mi się, że te rozwiązania, które funkcjonują, nie są złe. Przy założeniu sprawnie funkcjonujących nadzorów, pedagogicznego i finansowego. Tak jak wspomniałem egzaminy i tak mamy regulowane w innym miejscu, czyli w rozporządzeniu, a więc ten zapis jest nadmiarowy i niepotrzebnym.

Jeżeli chodzi o terminy, cieszę się, że nie pozostało to w pierwotnym kształcie, czyli 1-21 września. To byłby krótki okres. Oczywiście termin zapisu od 1 lipca do 21 września jest utrudnieniem dla osób, które chciałyby przejść na edukację domową w ciągu roku. Natomiast trzeba też przypomnieć, że edukacja domowa nie jest jedynym rozwiązaniem.

W ciągu roku można skorzystać np. z nauczania indywidualnego, które w sytuacji przejściowej jest do rozważenia, a nie ma w tym wypadku egzaminów klasyfikacyjnych. To jest furtka, którą warto rozważyć. Może okazać się odpowiednia dla dzieci, u których pojawiają się jakieś problemy zdrowotne w ciągu roku.

A jeżeli chodzi o rejonizację, to województwo zamieszkania plus sąsiednie są dość dużym terenem Polski. Natomiast szkoda, że znów jest to rozwiązanie, które dotyczy tylko rodzin edukacji domowej, a inne dzieci, te które korzystają ze szkół stacjonarnych, mogą w dowolnym momencie roku, wybrać dowolną szkołę na terenie całej Polski. To jest wyróżnienie, którego byśmy nie chcieli.

- - -
dr Mariusz Dzieciątko – zajmuje się sztuczną inteligencją i analizą danych. Od 2006 roku interesuje się edukacją domową. Jest też Prezesem Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie. Organizacja ta wspiera rodziny, uczące dzieci w domu, a także zajmuje się sprawami regulacji prawnych w zakresie edukacji, a szczególnie edukacji domowej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mount Everest cały czas rośnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
19 listopada, 13:20, Iwona:

Przykro mi panie Dzieciątko ale zawiódł pan na całej linii - najpierw w 2016 i teraz. A czytając wywiad aż się na usta ciśnie: przestań pan i wstydu oszczędź sobie i całej edukacji domowej w Polsce.

Krul ED jest nagi, br[orbaźliwe] i śmierdzi

J
JakCinieWstyd
Sratatata mamy dziękować trollowi za to że działa na szkodę edukacji domowej i poklepuje się z realizującym negatywne zmiany ministrem i posłem. Bezczelność
G
Gość
Proszę uważać na M. Dzieciątko wilk w owczej skórze dla edukacji domowej - bardzo szkodzi
G
Gość
Mariusz nie kłam:(
I
Iwona
Przykro mi panie Dzieciątko ale zawiódł pan na całej linii - najpierw w 2016 i teraz. A czytając wywiad aż się na usta ciśnie: przestań pan i wstydu oszczędź sobie i całej edukacji domowej w Polsce.
Wróć na strefaedukacji.pl Strefa Edukacji