Nie było spania do południa, bo najpóźniej o godzinie 7-8 babcia sprzątała ze stołu i śniadanie trzeba było już zrobić sobie samodzielnie, a dzieciom to nie w smak. Dziadkowie o tej porze i tak już byli po sprzątaniu i karmieniu zwierząt w oborze, dojeniu krów. Żeby zdążyć i odprowadzić rano z dziadkiem krowy na łąkę, trzeba było wstać najpóźniej o 6:30. I to był stały punkt dnia aż do wieczora, gdy znów było dojenie.
W międzyczasie pieliło się buraki lub kartofle albo przewracało siano na łące, żeby lepiej wyschło. Młodsze dzieci głównie bawiły się na podwórku, w ogrodzie i podjadały tam owoce prosto z krzaków.
Wakacje u dziadków na wsi. Tak kiedyś pracowało się w rolnictwie
– Ciocie i babcia powiedziały, że w studni jest diabeł, wszystkie dzieciaki panicznie się tej studni bały. Dopiero potem zrozumiałam, że chodziło o to, żeby tam nie zaglądać – wspomina dzisiejsza trzydziestolatka. Kobiety na wsi miały sporo pracy i nie mogły mieć dzieci cały czas na oku, więc szukały sposobów, by zapobiegać ciekawości, która mogła przynieść tragiczne skutki.
Są też zapamiętane smaki: – Pamiętam pierwszy w życiu ser biały zrobiony ze świeżego, jeszcze ciepłego mleka – przywołuje wspomnienia inna internautka.
Wspomnijmy lata 70. XX wieku w polskim rolnictwie. Tak wyglądały na zdjęciach Narodowego Archiwum Cyfrowego
– Z wakacji na wsi pamiętam wczesne wstawanie i siedzenie w ogrodzie cały dzień! I jedzenie owoców prosto z krzewów i drzew – opowiada mieszkanka dużego miasta. – To były moje główne zajęcia i płoszenie gęsi razem z psem Nikt mnie nie zaganiał do pomagania, tylko do jedzenia i do spania wieczorem. W domu u babci pachniało ciastem i przetworami, których przygotowywania nie było końca i nie raz oparzyłam paluchy wkładając je do kusząco pachnącego gara – dodaje.
Dziś zmieniły się sprzęty i technologie, upowszechniła uprawa rzepaku czy kukurydzy, mniej sieje się żyta, na mniejszym areale rosną buraki. Wzrosła wydajność.