Polska Agencja Prasowa: Koniec lat 80. Nakręcił pan już blokowaną przez cenzurę "Matkę Królów" i zmienił pan temat filmowych zainteresowań. Do patologii w polskim futbolu nawiązywała, choć z przymrużeniem oka, "Święta wojna" (1965) Juliana Dziedziny, jednak pański film był naprawdę mocnym uderzeniem w system. Jak narodził się pomysł, by nakręcić "Piłkarskiego pokera"?
Janusz Zaorski: Piłką nożną pasjonuję się od zawsze. Rodzice i babcia sadzali mnie przy parapecie okna naszego mieszkania przy Al. Niepodległości i oglądałem mecze na starym boisku Gwardii Warszawa. Kibicem zostałem więc w wieku trzech lat. W liceum i na studiach chodziłem na mecze z kolegami, komentowaliśmy je. Piłkarska pasja tkwiła we mnie, także wtedy, gdy pracowałem już jako reżyser. Pod koniec lat 80. szukałem tematu na film o tematyce współczesnej, bo widzów najbardziej przejmuje rzeczywistość, która ich otacza, jest aktualna i przez to dla każdego zrozumiała bardziej niż tematy historyczne. Pod pretekstem piłki nożnej chciałem pokazać, jak gnije i prostytuuje się otaczający nas system, ile złego wydarzyło się w naszym kraju po ogłoszeniu stanu wojennego. Gdybym zrobił film o elitach politycznych PRL i ich moralnym upadku w skali 1:1, cenzura by mi tego nie nigdy nie przepuściła!
Tak narodził się pomysł komedii o środowisku piłkarskim, a szerzej - o całym systemie, o matactwach, fałszowaniu, wszechobecnej korupcji i kompletnym upadku moralnym. (...) Zastanawiałem się, kto by to dobrze opisał w scenariuszu. Przypomniałem sobie wtedy film +Wielki Szu+ według znakomitego scenariusza Janka Purzyckiego. Poznałem go z Engelem, piłkarzami - Tomaszewskim, Ćmikiewiczem, trenerem Strejlauem i dziennikarzem, Jerzym Chromikiem, który był moim konsultantem.
PAP: Pierwotnie scenariusz nosił roboczy tytuł "Kocham piłkę". Co spowodowało zmianę tytułu i czy zmienił się tekst scenariusza?
J.Z.: Tytuł był reżyserskim "wybiegiem taktycznym". Nie mogłem odkrywać kart, że kręcę film o patologiach. Tytuł "Kocham piłkę" miał uśpić czujność niektórych osób w klubach sportowych, a przede wszystkim - czujność władz, działaczy i cenzury, która w 1988 r. jeszcze działała. Zdjęcia kręcilismy przecież na autentycznych stadionach i we szatniach klubów, a nawet w autentycznej kotłowni jednego z klubów - i potrzebowaliśmy zgody na wstęp do tych obiektów. Zaproponowali nam niższe ceny za ich wynajem. Nie chciałem jednak tworzyć dramatu, tragedii i kolejnego filmu z nurtu kina moralnego niepokoju, stąd pomysł, by o poważnych sprawach i patologiach opowiedzieć w komediowym stylu, z ironią i sarkazmem. Ludzie, którzy czytali scenariusz byli zdumieni "To zaszło aż tak daleko?" - pytali mnie. Tu przypomina mi się scena z sędzią Jaskułą (Henryk Bista), w której mówi: "Ja jestem uczciwy! Zapłacili za 3:0? Będzie 3:0!" a sędzia Laguna odpowiada: "Dobrze, będzie 3:0. Ja ci jeszcze dopłacę, żeby było 3:0!"- to był klucz do całego filmu. (sędzia Jaskuła wybierał panie do towarzystwa w nieistniejącym już hotelu Centrum w Łodzi - przyp. dk)
PAP: W filmie Powiśle to Legia, Czarni Zabrze to Górnik, Biała Białystok to Jagiellonia, Kokon to łódzki Widzew itd. Posłużył się pan czytelnymi dla widzów aluzjami. Czy cenzura ingerowała w fabułę?
J.Z.: Z Jankiem Purzyckim mieliśmy mnóstwo radości, gdy wymyślaliśmy te nazwy, które i tak każdy kibic i widz bezbłędnie odczytywał. Bo przecież każdy wiedział, że stadion Legii mieści się na Powiślu, a Łódź wtedy słynęła z zakładów odzieżowych, tkalni i tekstyliów (w filmie zresztą wystąpili grający mecz piłkarze Widzewa - przyp. dk). Z cenzurą nie było już większych problemów, bo film miał premierę 31 marca przełomowego 1989 r. - już po Magdalence i Okrągłym Stole, a przed wyborami 4 czerwca. PRL był już w agonii, a cenzorzy nie czuli się pewnie, nie wiedzieli, w jakim kierunku pójdą przemiany, więc nie interweniowali. Także partyjni decydenci ze strachu o własne stołki udawali, że nie wiedzą o filmie. Sytuacja mi sprzyjała. Dostałem ją niejako w prezencie od losu i historii.
Przed laty 4 laty Cezary Kassak na portalu Sportowy 24 pisał m.in.:
Tę potyczkę ilustrują fragmenty autentycznego meczu Legii z Widzewem, co oczywiście jest jedną z przesłanek przemawiających za tym, że nazwy klubów w „Piłkarskim pokerze” nie wzięły się znikąd. Nas w kontekście tego pojedynku może zainteresować fakt, że honorowy gol dla Kokonu to dzieło... wychowanka Resovii, a w dalszej kolejności zawodnika Legii i Widzewa - Wiesława Ciska. „Bramkę zdobyłem wyłącznie w filmie, a nie w rzeczywistym meczu - moment, gdy piłka niby po moim strzale wpada do siatki, został zmontowany na potrzeby scenariusza. Przed rodziną jednak chwaliłem się mówiąc: patrzcie, jakie piękne gole strzelałem” - wspominał z uśmiechem Cisek, który po zakończeniu kariery wrócił do rodzinnej Albigowej k. Łańcuta.
Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?