Nauka zdalna a nauka stacjonarna w polskich szkołach
Dane Ministerstwa Edukacji i Nauki w sprawie nauki zdalnej nie napawają optymizmem. Coraz więcej dzieci uczy się przed komputerami. Stan na 20 stycznia 2022 jest następujący. W trybie stacjonarnym funkcjonuje:
- 93,6% przedszkoli,
- 74% szkół podstawowych,
- 81% szkół ponadpodstawowych.
Minister zdrowia był pytany o to, czy z uwagi na wzrost zakażeń w szkołach zostanie wprowadzona nauka zdalna. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że na razie część dzieci i tak nie uczęszcza do szkół, bo zaczął się okres ferii zimowych, w związku z czym decyzje w sprawie ewentualnego zamknięcia placówek oświatowych będą podejmowane dopiero po tym czasie.
Przemysław Czarnek z kolei zaznaczył, że sytuacja jest bardzo dynamiczna i może zmienić się tak naprawdę w każdym momencie:
– Ustaliliśmy wczoraj, że na ten moment, bo sytuacja może zmienić się z godziny na godzinę i z dnia na dzień, nie podejmujemy żadnych innych decyzji – mówił minister edukacji, uzupełniając komentarz Adama Niedzielskiego.
I chociaż rzeczywiście wszystkie szkoły w kraju nie przechodzą na nauczanie zdalne, to przecież nie można powiedzieć, że nauki zdalnej nie ma wcale. Wskazują na to przytoczone wyżej liczby. Jak szkoły radzą sobie z V falą pandemii COVID-19? Odpowiedź brzmi: wciąż nie najlepiej. Ale są też wyjątki.
Chaos w szkołach. Koronawirus psuje szyki nauczycielom, uczniom i rodzicom
Niektóre szkoły wciąż uczą się w trybie stacjonarnym. Można by więc pomyśleć, że nauka jest tam bardziej efektywna. Nic bardziej mylnego. W szkołach brakuje nauczycieli. Zdarzają się więc sytuacje, że zajęć z języka polskiego nie ma wcale. Okienka zapełniane są lekcjami wychowania fizycznego czy religii. Gdy nauczyciel wraca po chorobie, zaczyna się „gonienie materiału”.
Takich i podobnych sytuacji jest w polskich placówkach oświatowych coraz więcej. Pytamy nauczycielkę, pracującą w jednej ze szkół w województwie podlaskich, czy problem, związany z brakami kadrowymi zna z doświadczenia.
– Tak, oczywiście takie sytuacje się zdarzają. W ostatnim tygodniu zastępstwa były za mnie, bo przebywałam na izolacji. Natomiast przed świętami ja pracowałam za dwie chore koleżanki. Rzeczywiście dyrektorzy i dyrektorki muszą nieźle kombinować, żeby uczniowie nie mieli dziur planie. A nas cały czas obowiązuje realizacja podstawy programowej, więc trzeba te zastępstwa ustawiać w taki sposób, żeby na lekcje przychodził fachowiec z danego przedmiotu i mógł rzeczywiście te zajęcia przeprowadzić – opowiada nauczycielka.
Okazuje się, że brak nauczycieli w szkołach to nie jest odosobniony problem. Kolejny pytany przez nas pedagog mówi, że rzeczywiście brakuje kadry.
– Najgorszy trend, jaki zauważyłem, to strach przed pójściem do lekarza. Nauczyciele nie chcą, by wysłano ich na wymaz, bo wówczas może się okazać, że dostaną 80% pensji, a przecież wynagrodzenie i tak jest niskie. Poza tym mam wrażenie, że rodzice bagatelizują problem, przysyłają chore dzieci do szkół, zarażają się nauczyciele i inni uczniowie.
I dodaje:
– Dyrektorzy robią wszystko, co mogą, żeby tylko nie było zdalnego. Dlaczego? Bo pretensje rodziców i skargi do kuratorium… U mojego syna w szkole podstawowej na 26 osób, zaszczepionych jest zaledwie 6. Więc jak może nie być chaosu? – podsumowuje nasz rozmówca.
Problemy związane z licznymi zachorowaniami pojawiają się jednak także w placówkach, gdzie liczba zaszczepionych uczniów i rodziców jest dość wysoka.
– Moja koleżanka, która uczy w niepublicznej szkole w województwie pomorskim, mówiła mi, że choć poziom zaszczepienia wynosi 80%, to już cztery klasy były po świętach na zdalnym nauczaniu. I w ciągu tygodnia kilku nauczycieli „odpadło”. Sama mi powiedziała, że już najwyższy czas przejść na zdalne.
Problemy techniczne i organizacyjne to wciąż norma
Mogłoby się wydawać, że po niespełna dwóch latach od wprowadzenia pierwszego zdalnego nauczania, szkoły będą przygotowane do tej formy nauki. Okazuje się jednak, że nie wszystkie i nie wszędzie. Rodzice wciąż wskazują na to, że platformy nie działają, pojawiają się problemy techniczne, a dzieci (zwłaszcza te młodsze) są zagubione i niepewne. Z racji V fali COVID-19 i zwiększenia liczby szkół pracujących w trybie online, problemy te są coraz bardziej powszechne.
– W szkole mojego dziecka jest specjalny system do nauki zdalnej – opowiada mama, która mieszka razem z rodziną w stolicy. – Jest tam jeden pokój ogólny i kilka poszczególnych pokoi dla nauczycieli. Dzieci czasami wchodziły nie tam, gdzie trzeba i czekały bezmyślnie na rozpoczęcie zajęć, kiedy one już trwały, ale w innym pokoju. Albo zmieniał się plan, na przykład zamieniano wf z angielskim i nagle syn wchodził do jakiegoś pokoju, a tam trwały lekcje innej klasy. Do tego dochodziły typowo techniczne problemy z internetem m.in. zacinanie się lekcji.
Oprócz problemów technicznych zdarzają się też organizacyjne. Przechodzenie na zdalne nauczanie nie jest tak proste, jak mogłoby się to wydawać. Niektórzy rodzice starają się jednak dostrzec plus w całym tym chaosie.
– U nas było totalne zamieszanie sanepidowskie. O 11.55 dostaliśmy informację, że jednak kwarantanny nie ma, choć miała być, a dzieci przychodzą do szkoły. Połowa klasy nie zdążyła dojechać, bo część mieszka w ościennych miejscowościach. Ja zadzwoniłam do pani od matematyki i załatwiłam uczniom zdalną lekcję. Część dzieci była w szkole, a część uczestniczyła w zajęciach online. Pani włączyła mikrofon, kamerkę, żeby ci, co zostali w domu, również mogli skorzystać z lekcji. Jak się chce, to można. Ja zadzwoniłam do szkoły, a nauczycielka w ciągu paru minut się zorganizowała – opowiada mama czwartoklasistki.
Od kiedy zdalne nauczanie? Sytuacja wciąż jest niepewna
Chociaż w wielu szkołach panuje chaos organizacyjny, pojawiają się problemy techniczne i braki kadrowe, a nauka przybiera zdeformowaną formę, bo trudno jest zdobywać wiedzę wśród takiego zamieszania, to są też placówki, które z zastaną sytuacją radzą sobie dobrze.
– W szkole mojego syna nie ma właściwie żadnych problemów, jeżeli chodzi o sprawy techniczne. Oczywiście zdarzały się jakieś drobiazgi, że na przykład mikrofon odmówił posłuszeństwa. Były sytuacje, że klasa została odesłana na kwarantannę do domu i jeszcze tego samego dnia, zgodnie z planem lekcji, łączyli się na zajęciach online. Poza ostatnim zdalnym nauczaniem, ogłoszonym przez rząd, nie było u nas sytuacji, żeby cała szkoła pracowała w takim trybie – tłumaczy jedna z mam.
Nie można jednak zapominać o tym, że wciąż wiele placówek boryka się z problemami, które są skutkami pandemii COVID-19. Czy dzieci są w stanie w takich warunkach zdobywać wiedzę? I czy rzeczywiście możemy mówić o tym, że szkoły pracują w trybie stacjonarnym, kiedy co chwila któraś ze szkół przechodzi na zdalne nauczanie?
Rodzice wciąż żyją w niepewności, czy nauka zdalna dla wszystkich szkół powróci po feriach zimowych, czy jeszcze przed nimi. Bo przecież – jak zaznaczał minister Czarnek – sytuacja może zmienić się z godziny na godzinę i z dnia na dzień.