MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wytrych świętych koralików

Redakcja
Pani Pernelle, matka nieszczęsnego Orgona, babina w dewocyjnym koku i o twarzy jak kamienna maska strachu, od pierwszej do ostatniej sceny ma prawą dłoń na amen skutą różańcem. W palcach, duszonych świętymi koralikami, coraz mniej jest krwi, coraz więcej bladości. W zimnym, srebrnym krzyżyku, dyndającym na bladych kostkach, więcej jest życia niż w Pani Pernelle. Ona wie, że nic już nie da się z tym zrobić, wie, że wszystko, co jeszcze można, to okłamać, wdeptać w ziemię własne przerażenie - okłamać samą siebie.

PAWEŁ GŁOWACKI: Dostawka

   Orgon też ma dłoń skutą różańcem, i wie, co wie matka. W wyreżyserowanym przez Andrzeja Seweryna dla Teatru TV "Świętoszku" Moliera jest jeszcze trzeci różaniec i trzecia dłoń, ale te koraliki święte nie zmiażdżą żadnych palców. Dla Tartuffe’a różaniec to tylko wytrych, za pomocą którego można pożreć świat - pieniądze, kobiety, zwłaszcza władzę nad światem, wytrych tak samo dobry, jak każdy inny. Na przykład - jak łza.
   Potwornie pusto tutaj jest. U Seweryna pałac Orgona to jedna wielka pustka. W każdej komnacie tylko parę kruchych, żałosnych sprzętów i ogrom stojącego powietrza. Ktoś zatrzasnął na głucho wszystkie okiennice. Jest duszno, jest coraz duszniej. W tym świecie ludzie już nie mają się gdzie ukryć, nie mają czym oddychać. W lodowatej pustce różańce potwornieją, stają się morderczą metaforą. Tak, święte koraliki miażdżą palce, miażdżą mózgi, miażdżą ostrość widzenia, miażdżą wszystko. I nic już nie da się zrobić. Wszystko, co można, to okłamać samego siebie, wdeptać w ziemię własne przerażenie. Trąd agresywnej bigoterii zżera pałac Orgona. Słychać tylko coraz krótsze oddechy i ostre frazy, gdzieś z sedna morderczej zadyszki wyrwane. U Seweryna, w nieusuwalnym grzechocie świętych koralików słychać ciemny, gorzki rechot Moliera.
   Wsłuchuję się w to teraz. Myślę o pierwszej edycji Międzynarodowych Sezonów Teatralnych i Baletowych "Dedykacje", która dziś właśnie się rozpoczyna. To małe Seweryna arcydzieło będzie można zobaczyć w poniedziałek, a już niebawem, mam tę ufność, także w TV. Wsłuchuję się w grzechot świętych koralików, patrzę na nieuchronną końcówkę świata i ludzi, co ją Seweryn zamknął w 80 minutach, i dumam, co też nasza współczesność zaproponuje Molierowi w ramach tych "Dedykacji", które Molierowi właśnie są dedykowane? Jaki teatr? Jaki poziom rozumienia? Jaką wrażliwość? Jaką klasę czytania? Słowem, jaką współczesność sceniczną nasza współczesność zaproponuje tym tekstom wiecznym? Inaczej pytając - co w ogóle może nadwiślańska, a i europejska Melpomena, tak odpychająco doraźna przecież, co ona może dziś wobec artysty, który patrząc na świat bez nawet najwątlejszych złudzeń, opisywał nieusuwalne zasady świata? Wśród mrowia imprez festiwalowych - ile będzie tak bezlitosnych, jak przedstawienie Seweryna?
   Bo Seweryn jest bezlitosny. I czyta Moliera tak błyskotliwie, jak mało kto. Więcej powiem, zachowując wszelkie proporcje powiem, że ten "Świętoszek" jest tak bezlitośnie czysty, jak "Tragedia Hamleta" Petera Brooka, o której tutaj parę chwil temu pisałem. Tak samo błyskotliwe zejście na dno tekstu i wyłuskanie zeń prawdy, zasady, sylogizmu, którego nie da się ominąć. Dla Seweryna współczesność Moliera - tak jak współczesność Szekspira dla Brooka - niczym innym nie jest, tylko wiecznością Moliera, w której nasza współczesność odnalazła własną wrażliwość. W Molierze Seweryna jest dzisiejsza nerwowość, dzisiejsze tempo, dzisiejsza duchota, dzisiejsza zadyszka i dzisiejsze przerażenie, którego każdy się lęka, bo przerażenie to przecież słabość niewybaczalna.
   Nie wiem, czy to zasługa fantastycznego, cudem jakimś zapoznanego tłumaczenia Bohdana Korzeniewskiego, czy też jak brzytwa ostrego prowadzenia aktorów (niech wybaczą, ale nikogo nie wymienię, wprawdzie tak pysznie zestrojonej orkiestry aktorskiej ze świecą dziś szukać, ale chyba ważniejsze, by teatromanom nie psuć smakowitych niespodzianek) czy wreszcie - i to najpewniejsze - zasługa jednego i drugiego, ale z arcydzieła Moliera rzeczywiście ostaje się tutaj tylko twardy, ciemny kościec nie do ominięcia. Żadnej taniej komediowości, żadnych koronek, falbanek i kuriozalnych peruk, żadnych dowcipasów i kojącego puchu wiców, żadnego ciepła, żadnego bezpieczeństwa widza, żadnej nadziei. Nic, tylko zapis końcówki. Owszem, u Moliera finał jest jasny, obłudnik zostaje ukarany, ale to tylko pozór, wyhodowany na żałosnych lekcjach polskiego. Tak naprawdę nic się tutaj nie kończy, bo planeta Moliera to w istocie planeta odwiecznych powtórek. Ta planeta się jąka. Tutaj każdy zawsze stąpa po swych starych, wiernych śladach.
   Bigoteryjne szaleństwo świata nie jest zasługą Tartuffe’ów. Bigoteryjne szaleństwo świata jest uśpioną zasadą świata. Ono tylko grzecznie czeka na pretekst - i ten mu będzie dany. Tartuffe przychodzi zawsze, z wytrychem świętych koralików, albo z wytrychem łzy. U Seweryna jedynym płaczącym jest bezlitosny Świętoszek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski