Pani z dziekanatu postrachem studentów? Załatwianie spraw w dziekanacie wymaga silnej psychiki oraz cierpliwości. Znasz to z doświadczenia?

Historie o paniach z dziekanatu zna każdy. Skąd wzięła się ta zła sława?
Historie o paniach z dziekanatu zna każdy. Skąd wzięła się ta zła sława? freepik.com
Panie z dziekanatu. Sieją postrach wśród studentów, szczególnie tych pierwszorocznych. O „babach z dziekanatu” krążą legendy. Są „najważniejsze na wydziale” i „nie do ruszenia”. Dorobiły się też przebogatej kolekcji memów. Czym panie z dziekanatu zasłużyły sobie na tak złą sławę? I czy dzisiejsze biura obsługi studentów kontynuują niechlubne tradycje? Uwaga, pukamy do dziekanatu... Trzymajcie kciuki!

Spis treści

Pani z dziekanatu - władczyni chaosu

Kto dostał się na studia, dziekanatu nie ominie. To tu studenci załatwiają wszystkie formalności. Składają podania i wnioski, stemplują legitymacje. Nic więc dziwnego, że ruch w dziekanacie przypomina ten na ulicy Marszałkowskiej w Warszawie, szczególnie w godzinach szczytu.

Studenci starszych lat żartują czasami, że pytani przez młodszych kolegów o lokalizację dziekanatu, kierują ich tam, gdzie stoją najdłuższe i najbardziej przerażone kolejki.

Dlaczego „baba z dziekanatu” cieszy się tak złą sławą i interakcje z biurem obsługi studenta obrosły legendami? Trudno powiedzieć. Pewnie jak wszędzie, w dziekanacie trafiają się szczególnie trudne przypadki. I to po obu stronach. Bo jak mówią pracownicy dziekanatu, nawet najbardziej cierpliwego i przyjaznego człowieka roszczeniowy student potrafi wyprowadzić z równowagi.

Jednocześnie trudno się dziwić, że rzuceni na głęboką wodę studenci pierwszego roku są zdezorientowani. Dla wielu z nich załatwianie studenckich spraw to pierwsza próba samodzielności.

- Bywa i tak, że do dziekanatu dzwonią lub przychodzą mamy załatwiać sprawy dla swoich córek czy synów. I to chyba przeraża nas najbardziej. Nagminnie zdarza się, że studenci dobijają się do dziekanatu poza godzinami przyjęć. Kiedy drzwi są zamknięte, to nie oznacza, że my mamy wolne. Te sterty dokumentów trzeba przecież kiedyś wprowadzić do systemu. Dziekanat to nie tylko kontakty ze studentami - to praca, której nie widać, a dzięki niej studiowanie od strony administracyjnej przebiega płynnie - tłumaczą pracownice dziekanatu.

Kto się boi pani z dziekanatu?

Większość dzisiejszych 40 czy 50-latków, pytanych o dziekanaty i legendarne panie, wspomina je całkiem sympatycznie:

- Były miłe i pomocne, chociaż czasami zmęczone. Nic dziwnego, skoro przed drzwiami kłębił się tłum studentów, a każdy z nich miał bardzo pilną sprawę - wspomina Joanna.

- U nas pani z dziekanatu zawsze była wydziałowym aniołem. Wydział jest malutki, ale ta jedna osoba ogarnia wszystko, o wszystkim wie. Prawdziwy skarb - mówi Iwona.

- Ja nic z dziekanatu nigdy nie potrzebowałam, bo wszystko załatwiałam na czas, zgodnie z regulaminem. Włącznie z doktoratem. Ale moja sąsiadka jest z dziekanatu na prawie i opowiada niesamowite historie. Studenci też potrafią za skórę solidnie zaleźć - dodaje Małgorzata.

Swoją przeprawę z dziekanatem do dziś wspomina Marcin, absolwent kulturoznawstwa we Wrocławiu. Kilkukrotnie próbował tłumaczyć okoliczności załatwianej sprawy - za każdym razem odbijał się jak od ściany:

- Wtedy podeszła do mnie koleżanka z roku i mówi: Marcin, ja cię rozumiem. Ale powiedz, chcesz mieć rację, czy załatwić sprawę?. I to była dla mnie bardzo ważna lekcja. Dowiedziałem się wtedy, że dorosłość nie zawsze jest logiczna i trzeba wiedzieć, kiedy warto forsować swoją rację, a kiedy jest to zupełnie nieskuteczne - relacjonuje Marcin.

Zabawną i ogromnie barwną historię sprzed 20 lat przytacza natomiast Dorota:

- Gdy na trzecim roku wrocławskiej polonistyki wzięłam drugi fakultet, niektóre zajęcia na szczęście się pokrywały, więc mogłam się ubiegać o przepisanie ich do drugiego indeksu. Z jednym przedmiotem wykładowym nie zdołałam załatwić wpisu z prowadzącym, był nieuchwytny. Od pani w dziekanacie polonistyki dowiedziałam się, że „doktor niedawno wyjechał na 3 miesiące do Chin, nie wiem, co pani teraz zrobi”. Wiedziałam, że bez wpisu nie przejdę na następny rok na moim drugim kierunku. Tę informację skwitowała chłodem i spojrzeniem - w moim odbiorze - bazyliszka. Więc zrozpaczona uderzyłam piętro niżej (dziekanat polonistyki mieścił się na 2. piętrze instytutu) do naszego „taty”, czyli znanego profesora. Gabinet dyrektora instytutu to pierwsze piętro tego samego budynku - wspomina Dorota i kontynuuje opowieść:

- Siadam u niego, wyłuszczam sprawę, a ten w miarę słuchania coraz intensywniej zmienia kolory na twarzy. W końcu nie wytrzymuje, wyrywa mi oba indeksy z ręki, wypada z gabinetu i po dość wąskich, zatłoczonych schodach, pędzi między ludźmi piętro wyżej, krzycząc: Co to jest?! Dziekanat przy instytucie czy instytut przy dziekanacie?! - i trzyma te moje indeksy w wysoko uniesionej dłoni jak miecz! Ja ledwo nadążam zarówno za moim potencjalnym wybawcą, jak i za rozwojem wypadków. Wyobraźnia podsuwa mi obrazy krwawej jatki, która się rozegra po osiągnięciu mety... a tymczasem... przed drzwiami dziekanatu profesor staje i patrząc w podłogę, bierze dwa uspokajające wdechy.

- W dystyngowany sposób wchodzi, czarująco uśmiecha się do pani i pokazując palcem, ordynuje: Proszę uprzejmie tej Pani przepisać TO - TUTAJ. A do mnie cicho: Przepraszam Panią bardzo za zaistniałą sytuację, kłania się i wychodzi... Pani z dziekanatu szybko i bez problemu przepisuje mi ocenę. Nie odważyłam się na nią spojrzeć, bałam się zamienić się w kamień... Podziękowałam i wyszłam „na wolność”. To był chyba ostatni wpis, oznaczający dla mnie wakacje.

Memy o dziekanacie. Kopalnia śmiesznych historii z życia studentów i uczelni

Pani z dziekanatu doczekała się licznych memów, żartów, a nawet komiksu. Ten ostatni to „Pani Halinka”, którą spotkać możemy nie tylko w dziekanacie, ale właściwie w każdym biurze i instytucji. Autorzy komiksu chcieli pozostać anonimowi. Strona internetowa, na której regularnie pojawiały się historyjki z Panią Halinką w roli głównej, jest już niedostępna.

Miłośnicy przygód Pani Halinki mogą je znaleźć na facebookowym profilu, jednak ostatni wpis liczy sobie już blisko 2 lata. Pani Halinka na Facebooku pojawiła się pierwszy raz we wrześniu 2011 roku. Dlaczego twórcy Pani Halinki zamilkli - nie wiadomo. Charakterystyczna kreska i celny humor nadal jednak bawią tych, którzy zaglądają na profil.

Nie taka baba straszna, jak ją malują?

„Baby z dziekanatu” doskonale wiedzą, że bywają postrachem studentów. Jedne to bawi, inne załamują ręce. Bo jak tłumaczą, robią, co mogą, aby podchodzić do studentów z życzliwością, ale utrwalone przekonania i tak żyją własnym życiem. Jak praca w dziekanacie i kontakty ze studentami wyglądają od tej drugiej strony, starała się pokazać autorka bloga zatytułowanego właśnie „Baba z dziekanatu”. Blog żył jednak krótko, a jego autorka poczyniła tylko kilka wpisów - od wiosny do jesieni 2013 roku.

- Baba z dziekanatu to typowa baba, jak baba z ZUS-u, baba z urzędu skarbowego, baba z kiosku… Baba to baba. Baba z dziekanatu jest wrogiem, baba rządzi, stroi fochy, baba nie ma racji, baba robi na złość, baba oczywiście jest głupia, baba jest złem – tyle z teorii, którą każdy zna. (...) Każda kobieta pracująca w dziekanacie, przekraczając próg swojego królestwa, nie jest już tą samą panią Jolą, panią Marysią, panią Krysią… aż do wyjścia z pracy pozostaje dla wszystkich swoich studentów Babą - pisała autorka bloga.

Co więcej, autorka sama wspomina panią z dziekanatu ze swoich studenckich czasów:

- Dobrze pamiętam te czasy, kiedy sama będąc studentką, drżałam przed drzwiami dziekanatu. W gorących okresach roku akademickiego kolejka była tak długa, że stanie nawet 2-3 godzin nie gwarantowało dostania się do środka. (...) Zdarzało się, że po 2 godzinach stania w kolejce, gdy od wyczekiwanej wizyty dzieliły mnie tylko 2-3 osoby, ochrypły, ale stanowczy głos pani R. oznajmiał: Trzynasta, zamknięte!. Nie było zmiłuj, nic nie pomagało – żadne tłumaczenie nie było w stanie zmiękczyć stalowego serca. (...) Kiedy sama zajęłam takie stanowisko, wiele razy wspominałam panią R., obawiając się, że klątwa (tak, tak) dopadnie i mnie - czytamy na blogu „Baby z dziekanatu”.

A jak funkcjonują dziekanaty dziś? Nie da się ukryć, że obecnie uczelnie zabiegają o studentów. Poza ciekawymi kierunkami starają się też oferować im jak najbardziej przyjazną obsługę. I taką, według kolejnego już badania „Przyjazne Biuro Obsługi Studentów”, zapewnia BOS Wydziału Artystyczno-Pedagogicznego UAM w Kaliszu.

BOS WP-A UAM w Kaliszu został uznany najbardziej przyjaznym studentom, spośród wszystkich uczelnianych biur.
BOS WP-A UAM w Kaliszu został uznany najbardziej przyjaznym studentom, spośród wszystkich uczelnianych biur. WP-A UAM

- „Badanie Przyjazne Biuro Obsługi Studentów” ma na celu monitorowanie pracy, stałe podnoszenie standardów obsługi studentów i zapewnianie dostępu do informacji, a przede wszystkim merytoryczną ocenę pracy pracowników BOS. Organizatorem badania jest Samorząd Studentów Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu - czytamy w regulaminie plebiscytu.

Te panie z dziekanatu z pewnością da się lubić! BOS WP-A UAM w Kaliszu.
Te panie z dziekanatu z pewnością da się lubić! BOS WP-A UAM w Kaliszu. BOS WP-A UAM w Kaliszu
od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na strefaedukacji.pl Strefa Edukacji