Spis treści
Tego nauczyli nas dziadkowie
Kiedy byłam dzieckiem, dziadkowie jeszcze aktywnie pracowali jako rolnicy i nie mieli zbyt dużo czasu, by pilnować wnuków na każdym kroku. A może robili to tak, że my nie wiedzieliśmy o nadzorze? Lubili nas jednak gościć i pozwalali czynnie uczestniczyć w życiu gospodarstwa. Szybko wpoili nam dyscyplinę i odpowiedzialność za siebie.
Zjesz – posprzątaj, nie ubierzesz się, to zmarzniesz. Pielisz grządki? To porządnie, bo za uszkodzone rzędy marchewek będzie reprymenda, podobnie, jak za uszkodzone podczas wykopywania ziemniaki na obiad. Pobyt u dziadków to oczywiście nie tylko praca. Mnóstwo zabaw z dziećmi sąsiadów i całe dnie na powietrzu. Było odprowadzanie z dziadkiem krów na łąkę i pieczenie bułek z babcią. Dla nas - wówczas dzieci – atrakcja, a dla nich codzienność.
Dziadkowie uczyli szacunku dla innych, zwłaszcza starszych, pracowitości, uczciwości i serdeczności, dystansu do siebie. Czego jeszcze pokolenie dzisiejszych 30-, 40- czy 60-latków nauczyło się od swoich dziadków? Zapytałam redakcyjne koleżanki i kolegów.
Wiedza praktyczna i nauka pracowitości na wsi u dziadków
Dziadkowie uczyli nas zarówno rzeczy praktycznych, jak i wzorców zachowań, kształtowali nasze postawy, choć zazwyczaj nie mówili o tym wprost.
Babcia nauczyła mnie zajmowania się ogródkiem, uprawy warzyw, szycia ręcznego i na maszynie, robienia na drutach czy wyrabiania drożdżowego ciasta. Kasia wspomina wspólne robienie masełka, majonezu, szarlotki, ciasta z rabarbarem.
Gosia pobyty u dziadków zapamiętała jako namacalne lekcje przyrody: – Było łażenie po chaszczach i podmokłych łąkach, obserwowanie roślin i owadów w ogrodzie. Kopanie własnych ziemniaków na obiad, a wcześniej zbieranie stonki z krzaczków. I jeszcze podpłomyki z mąki, wody ze szczyptą soli pieczone na płycie pieca!
Dodaje: – Dziadek zaś pozwalał na to, na co babcia nigdy. Dał mi pierwszy scyzoryk i pokazał jak nacinać patyki. Jak nacinać palce, nauczyłam się sama. Burę dostał dziadek.
Basia: – Dziadkowie nauczyli, jak odstraszyć szkodniki z ogrodu i że nic tak nie ogrzeje, jak pierzyna z gęsiego puchu.
Pokolenie dzisiejszych 30- i 40-latków pamięta jeszcze smak mleka prosto od krowy, masła domowej roboty czy twarogu. Tak funkcjonowały jeszcze ówczesne gospodarstwa lat 80. i 90. Wszystkiego było po trochu: krów, świń, kur czy gęsi.
– Mój dziadek mnie nauczył, że zawsze jest coś do roboty, a "lenistwo to najgorsza choroba" A do babci to się chodziło na ploteczki i można się było dowiedzieć wszystkiego kto, gdzie z kim i dlaczego. I nikt tak nie opowiadał historii rodzinnych, jak babcia – mówi Magda.
Dziadek przekazał Zbigniewowi kilka umiejętności praktycznych. – Skorzystałem kilka razy w życiu, w tym w sytuacjach krytycznych: posługiwania się kosą, dojenia krów, zaprzęgania konia do wozu i pługa, a nawet orania (sam kiedyś zaorałem 30-arowe pole). Często o nich myślę, choć nie ma ich na tym świecie od kilku dekad.
Maciej: – Babcia nauczyła mnie jazdy na rowerze, a dziadek szeroko rozumianego majsterkowania, rozkładania i składania fiata 126p i rysunku technicznego.
Leszek: – Mnie też jeden z dziadków nauczył rysunku technicznego i posługiwania się suwakiem logarytmicznym, a drugi łowić ryby i wiązać węzły marynarskie Babcie nauczyły mnie, że jak kobieta gotuje w kuchni, to lepiej nie zaglądać do garnków, bo można chochlą po głowie dostać.
Jakie wartości przekazali nam dziadkowie?
– Moi Dziadkowie byli rolnikami. Babcia nauczyła mnie empatii (choć nie znała tego słowa) i bycia życzliwym nawet dla ludzi, którzy źle życzą. Dziadek – chłopskiego uporu w pozytywnym tego słowa znaczeniu, dążenia do celu nawet najbardziej bolesną metodą prób i błędów – opowiada Zbigniew.
- Gosia: Bądź prawdziwa. Szanuj ludzi i naturę. Kochaj, dbaj. Zachwycaj się. I pracuj. Zawsze coś jest do roboty.
- Kasia: Szacunek do innych, empatia i nieprzejmowanie się błahostkami, które nie są w życiu najważniejsze.
- Magda: Bycie uczciwym, rzetelnym, to, że ciężką pracą i sumiennością można wiele osiągnąć.
- Basia: Dziel się tym, co potrafisz lub tym, co masz (babcia produkowała ilości jedzenia, przetworów i ubrań ponad miarę, nie umiała przestać, więc rozdawała sąsiadom, rodzinie, kościołowi), piękno ma wiele wymiarów i to nie jest próżność dobrze wyglądać (krawcowa, modnisia), szkoda życia na sen – ale akurat z tym się nie zgadzam.
Kasia podsumowuje wspomnienia refleksją na temat współczesności: – My dziś pędzimy, gonimy nie wiadomo za czym, a na wsi, nawet jak był problem, to zawsze znalazło się rozwiązanie.
Czas spędzony u dziadków wspominamy z rozrzewnieniem, często idealizując rzeczywistość. Jak stwierdza Magda, pewnie nie widzieliśmy dorosłych problemów, dramatów, trudnych wyborów. Dla nas była ta wiejska sielanka, pyszności, zapachy, kolory, dźwięki.