Spis treści
Stopnie nie są potrzebne?
Zacznijmy od tego, że świat nie jest uporządkowany. Także – ku zaskoczeniu wielu – w szkole. Co oznacza, że i my, nauczyciele w szkole mamy czasem podzielone zdania. Część z nas przywykło do tego, że oceny, a przede wszystkim stopnie są zrośnięte ze szkołą, część przygląda się ich wadom (które świadomie lub nie odczuwają wszyscy nauczyciele) i powoli zaczyna odkrywać możliwość zmiany – że… stopnie nie są potrzebne. Niektórzy nauczyciele wręcz jawnie mówią o bezsensie „stopniowania” i konieczności zmian w tym obszarze pracy szkoły. Ba! Postrzegają oni oceny jako pewnego rodzaju „relikt”, który nie pomaga w uczeniu się. Czy mają rację? Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Nauczyciele mają trudności z wystawianiem ocen?
Jakie trudności widzą w stopniach nauczyciele? Oto kilka z nich:
- Ocena nie oddaje obiektywnego poziomu wiedzy i umiejętności uczniów, jest bowiem wypadkową wielu różnych czynników: zrozumienia, zapamiętywania, odporności na stres, umiejętności skupienia się, sympatii nauczyciela wobec ucznia, a nawet pogody i humoru nauczyciela danego dnia. Czy zatem na pewno oceniamy to, co chcemy?
- Stopień pozbawia ucznia (i rodziców) najważniejszego elementu oceny – wskazówek, jak poprawić zadanie, uzupełnić braki, nadrobić zaległości. Nie służy zatem temu, na czym nam nauczycielom i rodzicom najbardziej zależy – poprawie i rozwojowi umiejętności ucznia.
- Ocena nie oddaje wielu składowych pracy dziecka. Zdarza się, że dla ucznia otrzymanie trójki to sukces. Jednak trójka w rozumieniu rodzica to „średnio”. Nie widać w niej pracy, zaangażowania i rozwoju. Trudno wyjaśnić rodzicom, że nie powinna ich niepokoić, bo często oznacza postęp. Oczekują piątki od dziecka i często (wiemy o tym, znosimy to!) od nauczyciela.
- Ocena ocenie nierówna. Ta sama ocena w różnych szkołach, czy nawet klasach oddawać może różny poziom wiedzy. Rodzi to wyścig do tzw. dobrych (czytaj: wymagających) nauczycieli lub do szkół, które mają „wysoki poziom”.
- W edukacji najważniejsza jest relacja, którą trudno zbudować, jeśli wiemy, że od oceny nauczyciela zależy zadowolenie rodziców. Oceny przeszkadzają również budować relacje oparte na zaufaniu pomiędzy nauczycielami a rodzicami. Czy lubimy ludzi, którzy „źle” nas oceniają?
- Oceny rodzą „wyścig szczurów” i porównywanie się do innych. Jedna z moich koleżanek opowiedziała mi historię, z którą dzielę się z nauczycielami i rodzicami podczas spotkań w szkołach: „Kiedyś mój syn wrócił do domu z informacją, że dostał trójkę ze sprawdzianu z chemii. Na moje pytanie: Dlaczego tak słabo?, odpowiedział: Słabo? Była jedna, reszta to dwójki i pały!”. Ta historia nie jest rzadka, a gdyby popytać, okazałoby się, że przeżywaliśmy ją wszyscy (jako dwójkowicze albo jedynkowicze). I jeśli wywołuje śmiech, to raczej gorzki. To śmiech, który pokazuje bezsens oceny.
- Wielu nauczycielom trudno jest emocjonalnie unieść pretensje rodziców czy oskarżenia o „skrzywdzenie dziecka” czasem wręcz „złamanie życia”. Często dyskusje o niesprawiedliwej ocenie toczą się w gabinetach dyrektorów, którzy również muszą udźwignąć maile, telefony od części rodziców z prośbami o „wpłynięcie” na nauczyciela.
- Najtrudniejsze jednak dla mnie (i wielu znanych mi nauczycieli) jest uniesienie emocji dzieci i łez kryjących się za czwórką z plusem, czy nawet piątką. Od wielu lat zadaję sobie pytanie, czy na pewno jest to nam w szkołach potrzebne…
Co może temu zaradzić?
Możemy poczekać na zmiany systemowe, one kiedyś przyjdą. Jestem o tym przekonana. Ważne jest też to, co możemy zrobić teraz bez oczekiwania na „system”. Widzę tu zadanie dla nauczycieli, ale i dla rodziców.
- To jak najczęstsze określanie uczniowi po jego pracy elementów dobrych, błędów oraz wskazanie dróg rozwoju, czyli tak zwanej informacji zwrotnej zamiast oceny wyrażonej stopniem.
- Ze strony rodziców to docenienie tych nauczycieli, którzy stosują informację zwrotną w swojej pracy, a przede wszystkim rozmowa z dzieckiem o tym, czego się nauczyło, nie co dostało i co dostała koleżanka z ławki.
- I dalej ze strony nauczycieli: dawanie uczniowi komentarza do oceny, ze wskazówką co wymaga poprawy. Omawianie z dziećmi sukcesów i błędów. Szukanie tego, co pomoże dziecku uniknąć tego błędu ponownie.
- I razem, dorośli: otwarta i bieżąca rozmowa na linii nauczyciele-rodzice o postępach i rozwoju u dziecka konkretnych umiejętności. Wskazanie drogi, którą uczeń już pokonał, a jaka jeszcze przed nim. Świadomość, że uczenie się to proces.
- Nauczyciele: ustalanie kryteriów do zadań. Jak najbardziej precyzyjne danie uczniowi wskazówek, jak ma wyglądać dobrze wykonana praca. Pozwoli uniknąć pytań i „pretensji” wszystkich stron procesu.
- Wszyscy: częstsze rozmawianie z dziećmi o ich postępach. Podkreślanie postępu (nie wiedziałeś/nie umiałeś, a już potrafisz!) pozwala również na wzrost poczucia sprawczości i motywacji.
- Wszyscy: rozmowy z dziećmi co jest celem nauki (po co się uczymy) i kto ma wpływ na moje wyniki.
- Wszyscy: ZAUFANIE SOBIE WZAJEMNIE. Wszak gramy w jednej drużynie.
Sekret kryje się w szczegółach
Bo wiecie co, tak na koniec. To największa tajemnica stopni w szkole. One nie są najważniejsze. Stopień jest tylko skrótem w edukacji. Dobre oceny zapewniają nam spokój – złe są powodem do niepokoju, dobre przynoszą spokój. To jednak skrót, który często wiedzie na manowce, bo niczego po drodze nie tłumaczy. Sama wierzę, że można inaczej – w rozmowie, zaufaniu i słuchaniu siebie nawzajem. Dlatego też jestem wśród tych nauczycieli, którzy uważają, że da się żyć bez ocen. A wy, jak sądzicie?
Rodzicom polecamy dwa źródła wiedzy poświęcone treściom z artykułu. Jeśli to was przekona, podzielcie się tą wiedzą w szkołach swoich dzieci:
- Serwis CEO poświęcony tematowi oceniania kształtującego.
- Publikacja fachowa o nowym spojrzeniu na ocenianie w edukacji.
- A wszystkim nauczycielom, szkołom i dyrektorom szkół polecamy nasze działania wzmacniające Was i Wasze szkoły: kursy dla nauczycieli, Całościowy rozwój szkoły Studia Podyplomowe Liderów Oświaty.