Nauczyciele porzucają szkoły. „Dwie godziny sprzątania dawały mi więcej zarobku niż dwa dni w szkole”. Rozmowa z Babą od polskiego

Magdalena Konczal
Magdalena Konczal
Aneta Korycińska, polonistka i założycielka strony "Baba od polskiego".
Aneta Korycińska, polonistka i założycielka strony "Baba od polskiego". fot. Aleksander Ikaniewicz
W maju złożyła wypowiedzenie. Kilka dni temu, powitała rozpoczęcie roku szkolnego, już nie jako nauczycielka w szkole systemowej. Tworzy edukację na własnych zasadach, prowadząc firmę „Baba od polskiego”. Zanim to się stało, wielokrotnie musiała wykazywać się zaradnością, by dorobić do niewielkiej, nauczycielskiej pensji. Aneta Korycińska opowiedziała nam o tym, dlaczego zdecydowała się odejść ze szkoły i jak widzi przyszłość polskiej oświaty.

Dlaczego nauczyciele odchodzą ze szkół? Zbyt małe pensje to dopiero początek

Zarobki nie zachęcają nauczycieli do pozostania w szkole. Niskie pensje nauczycielskie to jednak dopiero wierzchołek góry lodowej. Są przecież jeszcze trudne zachowania młodzieży, z którymi trzeba sobie poradzić, niekiedy toksyczne środowisko pracy, duży chaos oraz praca, która nigdy się nie kończy, bo – jak mówi nasza rozmówczyni – nie da się obejrzeć filmu, nie myśląc o tym, jak on się przyda do lekcji. O blaskach i cieniach nauczania w polskim systemie oświaty i widmie strajku nauczycieliporozmawialiśmy z Babą od polskiego.

Co w tym roku czułaś przed 1 września?
Przede wszystkim miałam w sobie duży spokój. Przed rozpoczęciem roku szkolnego zawsze odbywają się rady pedagogiczne, na których dużo się mówi i dużo krzyczy, a wychodzi się z wieloma pytaniami i świadomością, że jakoś będzie trzeba sobie poradzić w tym kolejnym roku, bo przez wiele godzin nic nie zostało ustalone.

Szkoła może być przestrzenią, która zbiera fascynujące osoby, ale prawda jest taka, że po tylu godzinach rad pedagogicznych, każdy myśli tylko o tym, żeby jak najszybciej iść do domu. To jest zrozumiałe, ja też tak miałam. Spędza się tam dużo czasu, w wielkim chaosie, a i tak wraca się bez ustaleń.

Jak myślisz, z czego to wynika?
W szkołach brakuje menadżerów, którzy pokierują danym zespołem, będą potrafili zarządzać dorosłymi ludźmi. Poza tym nie ma czegoś takiego jak np. wewnętrzne wsparcie grupy polonistów. Warto by było, żeby nauczyciele się spotkali, ustalili coś razem, mieli czas na przegadanie tego, co im w ubiegłym roku wyszło, a co nie. Ja teraz mogę działać właśnie na takich zasadach.

Dlaczego?
„Baba od polskiego” działa już jako firma. Nie jestem sama, jest nas więcej. Kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego miałam z moimi pracownicami spotkanie, które można by określić mianem rady pedagogicznej. Rozmawiałyśmy o tym, co chcemy przez kolejne miesiące zrealizować, analizowałyśmy miniony rok: co nam się sprawdzało, a co nas męczyło. Starałyśmy się wypracować konkretne plany. Takie działanie jest bardzo ważne. Chodzi o to, żeby poczuć wspólnotę.

Jakie jeszcze emocje pojawiały się w Tobie przed rozpoczęciem roku szkolnego?
Pierwszy raz w życiu nie czułam stresu i napięcia, że zaraz coś się zaczyna, znowu kampania wrześniowa (śmiech). Aż sama się dziwię, że można być w tym okresie tak zrelaksowanym. Nie ma ciśnienia związanego z końcem wakacji. Wiadomo, że każdy powrót z urlopu do pracy jest trudny, a co dopiero, gdy nie ma cię przez dłuższy czas w jakiejś placówce, przychodzi się i są ogromne zmiany, bo np. nagle przestajesz być nauczycielem WOS-u, a jesteś teraz nauczycielem HiT-u. Trzeba wdrożyć nową podstawę programową, to jest ogromna praca.

Nie jest też tak, że nauczyciele mają gotowce. Ja przez ostatnie siedem lat uczyłam bez żadnego podręcznika, raczej sprawdzałam, co dobrze mi wyszło, a co jeszcze muszę trochę dopracować. Bazowałam na własnych materiałach. Oglądam jakiś film czy serial, nagrywam i wycinam fragment, bo na przykład pasuje mi do określonej lekcji. I tak się zbiera przez całe życie ciekawostki, materiały, wycinki z gazet – żeby pokazać z różnych przestrzeni dany problem.

Dlaczego zdecydowałaś się zrezygnować z pracy w szkole?
Wiem, że dobrze by brzmiało, gdybym powiedziała, że mnie Czarnek dobił (śmiech), ale to nieprawda. Ja już się nauczyłam dostosowywania programu do moich własnych lekcji. W programie jest napisane, że omawia się homilię Jana Pawła II, a na moich zajęciach mówimy o postaci w popkulturze, którą stał się papież. Pokazuję młodym ludziom grę, w której płynie się kajakiem jako Jan Paweł II, rozmawiamy o młodzieżowym słowie roku („odjaniepawlać”) i o tym, jak to się stało, że papież stał się postacią wręcz memiczną. Da się uczyć po swojemu, mimo tego że jest nacisk programowy.

Powodem mojego odejścia były kwestie personalne, z którymi borykała się szkoła, a także ogromny mobbing, funkcjonujący w tej placówce od lat. Tu nie chodziło o sprawy, dotyczące tylko mnie. One były wielokrotnie zgłaszane i ukrywane z pełnym przyzwoleniem. W związku z tym nie każdy chciał dalej się identyfikować z tą placówką i w tym roku było sporo odejść, zrezygnowało aż siedem osób.

Wciąż za mało mówi się o tym, że tak trudne sytuacje zdarzają się często w środowisku szkolnym…
Ja już od lat korzystałam z pomocy terapeutki, radziłam się jej, co mogę zrobić, by potrafić rozładowywać napięcie, które się we mnie pojawiało. Nauczyciele nie mają superwizji, a powinni. Kiedyś pracowałam w takiej placówce, gdzie byłam pierwszą osobą do kontaktu, gdy dzieci się okaleczały. To też jest ogromny ładunek emocjonalny, który trzeba nieść na swoich barkach. Oprócz tego, że mówię im o wierszach, to przede wszystkim jestem osobą, której mogą zaufać. Zdarzało się więc, że dziecko dzwoniło o drugiej w nocy z jakimś problemem. To wszystko było bardzo obciążające, miałam świadomość, że muszę korzystać z pomocy specjalisty.

Oczywiście, wiadomo, że nie z jakiegoś funduszu. Człowiek sam sobie fundował terapię, żeby móc dalej pomagać innym ludziom. Niezwykle ważna jest umiejętność zrzucania z siebie tych emocji uczniów, niezatapianie się w ich problemach. Zwykły nauczyciel nie ma przecież wykształcenia psychologicznego, nie jest terapeutą, nie będzie w stanie zachować spokoju i balansu, za bardzo się przejmie. O tym się oczywiście nie mówi, bo jak słyszymy: „nauczyciel”, to widzimy jedynie osobę, która prowadzi lekcje, ale to jest bezpłatna praca, którą my wykonujemy dla innych – ona jest niezwykle ważna, ale niekiedy bardzo wykańczająca.

Porozmawiajmy o nauczycielskich pensjach. Ile zarabiałaś, pracując w szkole?
Zarabiałam 2500 zł na rękę, ale to dlatego, że jako oligofrenopedagożka miałam jeszcze zajęcia z uczniami, posiadającymi orzeczenie. W dzisiejszych czasach to nie są żadne pieniądze. Jeśli ma się inny dochód, to można iść z radością do szkoły uczyć, ale raczej trzeba traktować tę pracę jako dodatkową.

Nie jest to zawód finansowo pewny. Tak naprawdę do ostatniej rady pedagogicznej przed rozpoczęciem roku szkolnego nikt nie wie, ile będzie miał lekcji w danym roku. Plany i kalendarze są do końca w chaosie, więc nauczyciele nie wiedzą, czy będą mieli cały etat, czy starczy im na ratę kredytu. Może godzin będzie na dwa etaty i w takim razie niczego nie można planować? A może godzin będzie mniej i trzeba sobie szukać dodatkowej pracy? Nikt tego nie wie…

Ja potrzebowałam poczucia bezpieczeństwa, chciałam mieć w życiu jakąś stałość i nie musieć przejmować się takimi rzeczami, dlatego założyłam własną firmę. Kocham uczyć, w pewnym momencie jednak do szkoły zaczęłam chodzić z doskoku, a bardziej skupiałam się na prowadzeniu swojej firmy, w której też uczę. U mnie te proporcje się odwróciły. Utrzymywałam dom ze swojej firmy i to wszystko robiłam po lekcjach, a do szkoły szłam i uczyłam dodatkowo. Mam też kontakt z grupą, co dla mnie jest bardzo cenne. A pieniądze, które zarabiałam w szkole? Nie miały już tak wielkiego znaczenia…

Teraz masz już własną firmę i to jest Twoje główne źródło dochodu. Chciałam jednak zapytać, czy wcześniej, zanim zaczęła się „Baba od polskiego”, brałaś jakieś dorywcze prace, by móc się utrzymać? Nie trzeba chyba mówić, że za tak niską pensję trudno jest godnie żyć, zwłaszcza w większych miastach…
Dorabiałam na milion sposobów. Notorycznie przychodziłam do szkoły, śmierdząc domestosem (śmiech), bo sprzątałam, np. w barach w centrum Warszawy. To było dla mnie świetne rozwiązanie, Mogłam pracować rano, przed lekcjami, jeżeli np. zajęcia zaczynałam o 12.00. Ta praca dawała szybki efekt i wypłata była lepsza. Dwie godziny sprzątania dawały mi więcej zarobku niż dwa dni w szkole.

Byłam też menedżerką muzyczną. Poza tym skończyłam psychologię zwierząt, więc – jako petsitterka i behawiorystka – wyprowadzałam cudze psy. Zawsze się śmiałam, że warto było robić kilka fakultetów, żeby teraz móc na spokojnie sprzątać kocią kuwetę, bo za to mi ludzie płacili. Ale ta praca okazała się bardzo spokojna. Za pojechanie i posprzątanie kuwety zarabiałam tyle, co za dwie lekcje.

Imałam się naprawdę różnych rzeczy: pisałam prace, artykuły na zlecenie. Jeżeli chodzi o pracę polonistyczną, to ona nie ustała, ja to robiłam przez cały czas. Ale myślę, że jednak najbardziej szokujące jest to, że sprzątałam kocie kuwety i myłam podłogi i toalety w barach w centrum Warszawy.

(śmiech) Ja trochę się śmieje, ale w gruncie rzeczy to jest bardzo smutne, że edukacja – tak niezwykle ważny obszar – jest na tyle słabo finansowana, że nauczyciele, by móc się utrzymać, muszą szukać sobie dodatkowego zarobku.
Tak, jest to smutne. Jak szłam do tego zawodu, zdawałam sobie sprawę, że nauczyciele słabo zarabiają. Mój dziadek miał nawet takie przekleństwo: „Obyś cudze dzieci uczył”. Więc ja od początku wiedziałam, że muszę być zaradna, ale też uważałam siebie za osobę, która poradzi sobie w różnych okolicznościach. Nauczycielem nie zostaje się dla pieniędzy, a szkoda, bo jednak tyle fakultetów, ciągłe dokształcanie się, nieustanne podyplomówki, nowe studia, żeby być lepszym pedagogiem, bardziej wspomagać młodych ludzi, mieć więcej inspiracji – to duży nakład pracy, który jest zupełnie niemierzalny, nieprzekładalny też na te pieniądze, które się dostaje…

Widzimy, co dzieje się teraz w środowisku oświatowym. Rozpoczął się strajk, na razie w formie informacyjnej, zobaczymy, co będzie dalej. Czy, gdybyś pracowała jeszcze w szkole, strajkowałabyś?
Jestem przekonana, że bym strajkowała, aczkolwiek w szkołach prywatnych i społecznych wygląda to nieco inaczej, bo są one utrzymywane przez rodziców. Pojawia się więc niepewność, w jakim stopniu można sobie pozwolić na strajk. Tak było ostatnio, w 2019 roku. Szkoła została oznakowana jako ta, która strajkuje, ale lekcje były normalnie prowadzone.

Nie jesteś jedyną osobą, która w tym roku, pierwszy raz, rozpoczęła wrzesień bez szkoły, coraz więcej nauczycieli decyduje się, by zmienić zawód czy branżę. Co byś powiedziała tym wszystkim, którzy chcą, ale się wahają?
Powiedziałabym im, że ten lęk jest uzasadniony, to jest zupełnie normalne. Ja dwa lata opracowywałam na terapii temat odejścia, bo tak bardzo się szkołę lubi. Ale każdy nauczyciel może wykorzystać swoje umiejętności w zawodzie, w którym będzie więcej zarabiał, wówczas zwiększy się także jego satysfakcja z życia.

Jest też grupa na Facebooku, gdzie można uzyskać wsparcie: „Nauczyciel zmienia zawód”. Myślę, że warto poczytać, co ludzie tam piszą, bo niektórzy mówią o tym, jaką pracę udało im się uzyskać, niekiedy z dnia na dzień. Można przeczytać o tym, że mają samochody służbowe, komórki – to jest nie do pomyślenia w szkole, bo nauczyciel sam wszystko kupuje: podręczniki, zeszyty i kredę. Dla tych osób to jest ogromny przeskok i szok, że tak się w ogóle da.

Na pewno jest to jakiś proces żałoby, związany z odejściem ze środowiska, które się lubi, a jednocześnie jest ono toksyczne. Nauczyciele mają bardzo dużo kompetencji, które mogą wykorzystać w innych branżach. Umiejętność zarządzania grupą ludzi to jest coś, co robią przez lata. Później można tylko iść i się dokształcać, a jak człowiek jest nauczycielem, to zazwyczaj lubi się uczyć, więc to już nie jest takie wielkie wyzwanie.

Ogromnym bodźcem, jeżeli chodzi o zarobki, jest przejście na nauczanie prywatne, a więc udzielanie korepetycji. To oczywiście jest minus tego systemu, bo działania rządu i niskie pensje sprawiają, że nagle edukacja się prywatyzuje, nie tak powinno być. Ale jeżeli chce się myśleć o swoim szczęściu – a warto, żeby nie być sfrustrowanym człowiekiem i być dobrym nauczycielem zadbać o własne bezpieczeństwo i satysfakcję z życia – to można uczyć prywatnie. I oczywiście robi się to już za inne pieniądze.

Jak widzisz przyszłość polskiej oświaty?
Nie widzę tej przyszłości… To wszystko musi się rozpaść i zacząć być stawiane od nowa, ale nie na zasadzie kolejnych zmian podstawy programowej, związanych z reformą oświaty, bo to są tylko deformy. Nie na tym powinno polegać uczenie, że narzucany jest podręcznik i lista książek, które uczeń ma przeczytać.

Powinny być raczej wytyczne, umiejętności, które młody człowiek powinien zdobyć, a nie uczenie się niepotrzebnych informacji, jak rozmiar rękawiczek Izabeli Łęckiej. Poza tym edukacja musi nadążać za dzisiejszym światem, uczyć kompetencjami przyszłości, empatii, być tą przestrzenią, która wspomaga rozwój, gdzie jest czas na rozmowy, dyskusję i naukę wrażliwości.

Szkoła powinna trochę wychowywać, ale nie narzucać, co jest dobre a co złe, tylko stawiać pytania, dawać taką przestrzeń do eksperymentu, do sprawdzania świata. To jest kwestia zupełnie innego podejścia do nauki: nie siedzenia w ławeczkach, słuchania nauczycielki i pisania tego, co ona dyktuje, a niestety niektórzy nadal tak uczą.

Wspomniałaś o tym, że „Baba od polskiego” się rozwija, w związku z tym chciałam się zapytać, jakie są Twoje dalsze plany na działalność edukacyjną?
Nadal będę prowadzić „Babę od polskiego”. Gdzieś tam mam jeszcze marzenie, żeby założyć małą placówkę. Myślę o szkole publicznej, ale to oznacza walkę z naszą państwowością, więc nie wiem, na ile będę mogła sobie na coś takiego pozwolić. Na razie sprawdzam, testuję.

Zależy mi też na wsparciu osób atypowych, głównie ze spektrum autyzmu, ale też ze spektrum ADHD. Dziś mamy coraz więcej diagnoz, wiedza i metody badawcze idą do przodu, warto więc mądrze to wykorzystać i uczynić ludzi szczęśliwszymi.

Oczywiście, jeżeli okaże się, że nie dam rady uczyć i prowadzić swojej firmy, bo sytuacja się zmieni, trzeba będzie wrócić do szkoły, to ja z wielką chęcią wrócę do pracy w szkole. Mam jednak nadzieję, że ten chaos i rzeczy, na które się nie godzę, się przemielą, że to już będzie inna szkoła. A jeżeli nie będzie innej edukacji w Polsce, to po prostu postaram się ją stworzyć sama.

- - -
Aneta Korycińska — z wykształcenia polonistka, redaktorka, oligofrenopedagożka, nauczycielka w jednym z warszawskich liceów i założycielka strony "Baba od polskiego", która już od sześciu lat przyciąga uwagę ponad miliona użytkowników. Pokazuje, że współczesna szkoła nie musi być nudna, a z każdej lektury można zrobić mem, bo podstawą nauki jest zabawa. W swojej działalności internetowej skupia się na obnażaniu językowego obrazu świata i zachęca do stosowania inkluzywnej polszczyzny, punktuje absurdy systemu edukacji, a także pogłębia wrażliwość na takie tematy jak nieneurotypowość czy prawa mniejszości. Uwielbia się uczyć i poznawać nowe branże, dlatego oprócz polonistyki ukończyła także psychologię zwierząt, zarządzanie oświatą, oligofrenopedagogikę oraz redakcję językową tekstów.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na strefaedukacji.pl Strefa Edukacji